Każdego dnia rozgrywa mecz o życie. I rzadko ponosi porażkę

Czytaj dalej
Fot. fot. Andrzej Banaś
Iwona Krzywda

Każdego dnia rozgrywa mecz o życie. I rzadko ponosi porażkę

Iwona Krzywda

Marzył o karierze piłkarza. Zamiast błyszczeć na zielonej murawie, został jednak gwiazdą kardiochirurgii. Dlatego dziś dr hab. med. Tomasz Mroczek naprawia serca małych pacjentów. Dzieci, które trafiły pod jego opiekę, bo nikt nie potrafił lub nie chciał im pomóc.

Nie chce zawodzić dzieci, dlatego nie pozwala sobie na słabość czy chorobę. Nawet kiedy uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu, kolegom po fachu nie udało się przekonać go do pozostania na szpitalnym oddziale. Po trzech dniach wrócił do swoich pacjentów. - Między nami mówi się, że jeśli kardiochirurg nie przychodzi do pracy, to urwało mu nogę albo nie żyje - opowiada dr hab. med. Tomasz Mroczek, zastępca kierownika Oddziału Kardiochirurgii i Intensywnej Opieki Kardiochirurgicznej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. - Jesteśmy zespołem. Jeśli zostałbym w domu, pewnego rodzaju operacje nie mogłyby się odbyć. To tak jak w piłce nożnej - na pojedynek z najtrudniejszym przeciwnikiem zawsze kompletujemy najsilniejszy skład. Nawet najlepszy napastnik sam nie zapewni zwycięstwa, perfekcyjnie muszą zagrać wszyscy - tłumaczy.

W liceum doc. Mroczek marzył, że zostanie właśnie piłkarzem. Pod uwagę brał również karierę w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych. Plany zmienił dopiero wtedy, gdy okazało się, że akurat w tej dyscyplinie inni są od niego lepsi. Zamiast fizyki wybrał więc studia medyczne. Do szpitala w Prokocimiu trafił przez przypadek - zaproponowano mu etat zwolniony przez specjalistę, który wylosował zieloną kartę i wybrał życie w Stanach Zjednoczonych. Chociaż wcześniej w roli kardiochirurga dziecięcego wcale się nie widział, praktyka pokazała, że jest do niej stworzony.

Pod opiekę doc. Mroczka codziennie trafiają dzieci z najbardziej skomplikowanymi wadami serca. Dla wielu małych pacjentów krakowski zespół jest ostatnią deską ratunku, którego nie chciał albo nie potrafił udzielić nikt inny. To właśnie w Prokocimiu na nogi postawiono skrajnie wychłodzonego Adasia. Konradowi, żeby mógł opuścić szpitalny oddział, wszczepiono do serca specjalną pompę, wcześniej wykorzystywaną jedynie w przypadku dorosłych. U Filipa po raz pierwszy na świecie zastosowano nowy rodzaj zastawki, którą w przyszłości mają zastąpić jego własne tkanki. Żadne z tych i setek innych dzieci nie wróciłoby do zdrowia bez złotych rąk doc. Mroczka.: - Nikomu nie odmawiamy pomocy. Przyjeżdżają do nas pacjenci z całego kraju. Polska to w ogóle dość specyficzne miejsce, gdzie bardzo wiele dzieci rodzi się z wadami serca, zwłaszcza o typie pojedynczej komory. W Europie Zachodniej jest inaczej, bo tam większość tego rodzaju schorzeń diagnozuje się jeszcze na etapie prenatalnym i ciąże są przerywane - mówi kardiochirurg. - Staliśmy się trochę zakładnikami własnego sukcesu i dlatego wszyscy pracujemy ponad siły - dodaje, przyznając, że ostatniej nocy spał zaledwie trzy godziny.

Rodzice małych pacjentów, których serduszka naprawia, mówią o doc. Mroczku w samych superlatywach. Dla nich to bohater. Nigdy się nie poddaje i zawsze na pierwszym miejscu stawia dobro swoich pacjentów. Nie przez przypadek mamy dzieci leczonych na prokocimskiej kardiologii to właśnie jego wybrały na patrona stowarzyszenia „Serduszka z Prokocimia”, które założyły po to, aby nawzajem wspierać się w walce o życie swoich dzieci. Do nowej roli chirurg podszedł bardzo poważnie. Kiedy rodzice zorganizowali maluchom mikołajkowe spotkanie, zamiast odpoczywać po całonocnym dyżurze i kolejnej ciężkiej operacji, przez kilka godzin uczestniczył we wspólnej zabawie.

Nie lubi chwalić się sukcesami. Bo moment, gdy lekarzowi zaczyna brakować pokory, jest pierwszym krokiem na drodze do rychłego końca kariery. Przyznaje jednak, że podejmując codzienne próby przechytrzenia śmierci, bardzo łatwo poczuć się Bogiem. - Kardiochirurgami zostają zazwyczaj osoby o określonym charakterze. Codziennie wymaga się od nas podejmowania w krótkim czasie bardzo trudnych i najlepiej trafnych decyzji. To zostawia ślad w psychice i przenosi się również na życie osobiste, bo człowiek zaczyna wymagać takiej samej perfekcji i zdecydowania od wszystkich wokół. Łapię się na tym, że przyglądając się pracy kasjerki w sklepie, myślę, że mogłaby to przecież wykonywać dużo szybciej - uśmiecha się krakowski specjalista.

Na swoją salę operacyjną doc. Mroczek zawsze przychodzi w zielonej czapce. Nie do końca wierzy, że to akurat barwa czepka przynosi mu szczęście, ale na wszelki wypadek tych w kolorze trawy ma aż trzy kartony. Na długo przed tym, zanim weźmie do ręki skalpel, w głowie układa dokładny plan. Zabiegi, jakie wykonuje, wymagają od niego wyjątkowej precyzji i delikatności, bo pracuje na mikroskopijnych strukturach. Do perfekcji dochodził przez lata, podglądając pracę innych i swoją własną, uwiecznioną na nagraniach. - Serce dziecka jest mniej więcej rozmiarów jego pięści. Osobiście wolę jednak operować najmłodszych pacjentów, gdzie od początku do końca nie trzeba stosować siły - opowiada.

W pracy jest zawsze, bo od maluchów, które zostawia na szpitalnych oddziałach, trudno mu oderwać myśli. Jeśli akurat nie dyżuruje, nie rozstaje się z telefonem i dba o to, by nie wypić nawet łyka alkoholu. Po lampce wina nie mógłby usiąść za kierownicą i w razie pilnej potrzeby szybko dotrzeć do Prokocimia. - Raz świętowaliśmy z żoną rocznicę. Zadzwoniłem wcześniej do kolegów, żeby upewnić się, że wszystko w porządku i mogę otworzyć szampana. Kwadrans później sytuacja zmieniła się diametralnie, bo przyjechało dziecko, które wymagało natychmiastowej pomocy. Trzeba było jechać operować - wspomina.

Na jego pracoholizmie cierpi życie rodzinne, ale zmiany profesji nigdy nie rozważał. Jak twierdzi, nic innego po prostu nie potrafi robić. Skrzydeł nie podcinają mu nawet porażki, które w negocjacjach z Bogiem czasem są po prostu nieuniknione. Na szczęście ułamek tych, którym nie udaje się pomóc, jest niewielki. Największe wyzwanie dla krakowskich chirurgów ciągle stanowią kompilacje wad, kiedy zawodzi nie tylko serce, ale również płuca czy układ nerwowy.

Jak wykorzystać wrodzony talent, doc. Mroczek uczył się od najlepszych - prof. Eugenii Zdebskiej, prof. Edwarda Malca i prof. Janusza Skalskiego czy amerykańskiego guru kardiochirurgii prof. Williama Norwooda. Żeby spłacić swój dług, dziś sam zajmuje się szkoleniem kolejnego pokolenia specjalistów, którzy trafiają do prokocimskiej kliniki. Najbardziej boi się, że kiedy za kilka lat on i jego koledzy przejdą na emeryturę, w roli strażników małych serduszek nie będzie komu ich zastąpić. - Ostatnio odeszło od nas 10 rezydentów. Nie każdy ma predyspozycje akurat do tej dziedziny, ludzie nie chcą również tak ciężko pracować. Jeśli komuś wydaje się, że kardiochirurg podjeżdża pod szpital ferrari, ubrany w garnitur od Armaniego, wchodzi na salę, wykonuję szybki zabieg i wychodzi na kolację do najbardziej luksusowej restauracji, to zderzenie z naszą rzeczywistością jest ogromnym szokiem - podkreśla doc. Mroczek.

***

Dr hab. med. Tomasz Mroczek jest zastępcą kierownika Oddziału Kardiochirurgii i Intensywnej Opieki Kardiologicznej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. Zespół kliniki, w skład którego oprócz doc. Mroczka wchodzi jeszcze czterech innych kardiochirurgów, specjalizuje się we wczesnych korektach wad serca i wieloetapowym leczeniu serc jednokomorowych. Rocznie w Prokocimiu wykonywanych jest ok. 450 operacji małych chorych. Krakowscy specjaliści do swojej dyspozycji mają innowacyjną salę hybrydową, wyposażoną w dwupłaszczyznowy angiograf współpracujący ze stołem operacyjnym. Pozwala on na szybszą i bardziej precyzyjną ocenę serca i naczyń krwionośnych podczas operacji

Iwona Krzywda

Do redakcji Dziennika Polskiego dołączyłam w sierpniu 2015 r. Zajmuję się głównie ogólnopolskimi i lokalnymi tematami związanymi z systemem ochrony zdrowia oraz szkolnictwem wyższym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.