Marcin Koziestański

Afera podsłuchowa w LPEC zakończy się w sądzie

Afera podsłuchowa w LPEC zakończy się w sądzie Fot. Anna Kurkiewicz
Marcin Koziestański

Wkrótce ruszy proces Konrada B., oskarżonego o podsłuchiwanie współpracowników.

Prokuratura wysłała w piątek do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód akt oskarżenia przeciwko Konradowi B. Były członek rady nadzorczej miejskiej spółki usłyszał dwa zarzuty.

– Pierwszy z nich dotyczy tego, że oskarżony przez dwa lata od 2014 do czerwca 2016 roku posługiwał się nielegalnymi narzędziami podsłuchowymi, które wykorzystywał do pozyskiwania informacji, do których posiadania nie był uprawniony – informuje Katarzyna Czekaj, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe.

Drugi z zarzutów dotyczy tego, że zdobyte w nielegalny sposób nagrania Konrad B. przedstawił poźniej w sądzie, w czasie toczącego się procesu rozwodowego z żoną.

Aferę jako pierwsi ujawniliśmy w artykule z 20 lipca br. Ustaliliśmy, że 6 czerwca osiem kobiet pracujących w LPEC poszło do prokuratury z informacją, że są podsłuchiwane w siedzibie firmy. Podsłuchy miał założyć właśnie Konrad B., który chciał w ten sposób nagrywać swoją byłą żonę, która także pracowała w LPEC oraz jej koleżankę z firmy. Związkowiec i członek rady nadzorczej LPEC podejrzewał, że panie dzielą się między sobą niepochlebnymi uwagami na jego temat. A cała sprawa miała zacząć się od rozwodu związkowca z żoną.

Według naszych ustaleń, dysponując nagraniami rozmów, Konrad B. miał też pozwać koleżankę żony, a w sądzie przedstawiał stenogramy z nagrań.

Miejska spółka przez długi czas pozostawała bierna. Dopiero 19 lipca, gdy do LPEC weszli policjanci i zabezpieczyli laptop Konrada B., zarząd firmy po raz pierwszy skontaktował się ze śledczymi.

– Przesłuchany w charakterze podejrzanego, mężczyzna nie przyznał się do winy. Jego wyjaśnień nie mogę przytoczyć – zastrzega Czekaj. Jednak z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że linia obrony Konrada B. jest niespójna i opiera się na twierdzeniu, że nagrania zostały mu podrzucone przez nieznaną osobę. Gdy B. zorientował się, co się na nich znajduje, miał je potem wykorzystać przed sądem. – Przez wiele lat byłem obrażany, szkalowany i dyskredytowany przez pracowników – miał przekonywać oskarżony.

W sądzie toczyły się bowiem trzy sprawy, w których brał udział on i jego żona: rozwodowa, o podział majątku i o zniesławienie. W czasie tych procesów zeznawały osoby, których głosy znalazły się na nagraniach.

Według B., zeznania świadków w sądzie były wcześniej uzgodnione, a wspólne wersje wydarzeń pracownicy LPEC mieli ustalać w miejscu pracy. Te rozmowy znajdować się miały właśnie na podrzuconych mu materiałach.

– W trakcie śledztwa, oprócz oskarżonego, przesłuchane zostały również wszystkie osoby podsłuchiwane, których głosy zostały zarejestrowane w materiałach, a które będą w czasie zbliżającego się procesu pełniły role poszkodowanych w tej sprawie – precyzuje Czekaj. I dodaje, że związkowcowi grozi kara nawet dwóch lat więzienia.

W Związku Zawodowym Pracowników LPEC nie udało nam się uzyskać oficjalnego stanowiska na temat czekającego B. procesu. W nieoficjalnych rozmowach związkowcy bronią kolegi. – Postawiłbym pana Konrada na szczycie uczciwości. Oby w obecnych czasach było więcej takich ludzi jak on – mówił nam jeden ze związkowców.

Co do powiedzenia w sprawie ma sam oskarżony, nie wiadomo, ponieważ w piątek nie odbierał od nas telefonu. Gdy afera podsłuchowa została ujawniona, B. mówił nam: – Cała sprawa została zmanipulowana. Ma na celu pozbycie się mnie z LPEC. Jestem w radzie nadzorczej od 15 lat i zawsze dbałem o dobro spółki i pracowników, często mówiłem rzeczy niewygodne dla wielu osób – przekonywał nas w lipcu B.

Oskarżony nie pracuje już w miejskiej firmie. – Pan Konrad B. otrzymał 18 sierpnia od zarządu spółki wypowiedzenie umowy o pracę w trybie natychmiastowym. Było to związane z ciężkim naruszeniem podstawowych obowiązków pracowniczych – wyjaśnia Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prasowa ratusza.

***
Sprawa lubelskich podsłuchów wkrótce trafi na wokandę. Natomiast w ubiegłym tygodniu zapadły wyroki w najgłośniejszej w ostatnich latach aferze podsłuchowej na najwyższych szczytach władzy.

W czwartek zapadł wyrok wobec biznesmena Marka Falenty, jego współpracownika i kelnerów zakładających podsłuchy w warszawskich lokalach. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał prowodyrów tzw. afery podsłuchowej, która została ujawniona ponad dwa lata temu. Marek Falenta, który zlecił dwóm kelnerom pracującym w warszawskich restauracjach podsłuchiwanie czołowych postaci świata polityki i biznesu, został skazany na dwa lata i sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Jeden z kelnerów – Konrad Lassota usłyszał wyrok 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Taki sam wyrok usłyszał współpracownik Falenty Krzysztof Rybka. Sąd odstąpił natomiast od ukarania więzieniem kelnera Łukasza N.
Nagrania zostały ujawnione w 2014 r. Zdaniem mediów, materiały mogły być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie jego firmy Składy Węgla oraz próbą zdobycia ważnych dla działalności gospodarczej informacji.

Marcin Koziestański

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.