Akcja Caritasu. Rodziny polskie rodzinom syryjskim

Czytaj dalej
Fot. Caritas Polska
Barbara Szczepuła

Akcja Caritasu. Rodziny polskie rodzinom syryjskim

Barbara Szczepuła

Proboszcz ogłosił, że każdy, kto chce, może zadeklarować swój udział w pomocy finansowej Syryjczykom. Prosi, by wytrwać przez pół roku w tym zbożnym dziele.

George Adeb Jbeli i jego żona mają troje dzieci. Mieszkają w Aleppo. „Mieszkają” nie jest dobrym słowem, bo kojarzy się z normalnością. Może lepiej byłoby napisać: starają się jakoś żyć w morzu ruin, które oglądamy od czasu do czasu w telewizyjnych newsach. Przypominają widoki Warszawy po powstaniu. Dom rodziny George’a też został zburzony, więc teraz wraz z rodziną musi wynajmować jakiś kąt, za który trzeba słono płacić. Do tego dochodzą opłaty za prąd, bardzo wysokie, bo elektrownie w mieście zostały zburzone i wegetujący tu ludzie od dwóch lat kupują go od właścicieli generatorów ustawionych na chodnikach. Stać ich na ogół na opłacenie prądu do jednej żarówki i na skorzystanie od czasu do czasu z pralki. Trzeba też kupować wodę rozwożoną cysternami po mieście, do tego dochodzi żywność, mydło, pasta do zębów et cetera - czytam na stronie internetowej „Rodzina Rodzinie”.

„Rodzina Rodzinie, czyli Rodziny Polskie - Rodzinom Syryjskim”. O tej akcji Caritasu usłyszałam którejś niedzieli w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Gdańsku Strzyży. Proboszcz ogłosił, że każdy, kto chce, może zadeklarować swój udział w pomocy finansowej Syryjczykom. Wpłaty miesięczne są dowolnej wysokości, na ile kogo stać, prosi jednak, by wytrwać przez pół roku w tym zbożnym dziele.

„Rodzina Rodzinie, czyli Rodziny Polskie - Rodzinom Syryjskim”. O tej akcji Caritasu usłyszałam którejś niedzieli w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Gdańsku Strzyży. Proboszcz ogłosił, że każdy, kto chce, może zadeklarować swój udział w pomocy finansowej Syryjczykom.

Ksiądz Piotr Gastoł, który się zajmuje tym programem, informuje mnie, że nasza parafia wspomaga 12 rodzin syryjskich.

Dużo to czy mało, skoro parafia liczy pięć i pół tysiąca wiernych? Ksiądz się cieszy, bo udział w akcji biorą 54 rodziny. Na początek dobre i to. Caritas ustalił, że każda rodzina syryjska objęta akcją dostaje 510 złotych miesięcznie. Te 54 rodziny z parafii Zmartwychwstania Pańskiego wpłacają różne kwoty. Tylko dwie stać na wpłaty w pełnej wysokości 510 złotych. Ważne jest - tłumaczy mi ksiądz Piotr - że nie jest to pomoc anonimowa. Każda nasza rodzina poznaje nazwisko rodziny syryjskiej, wie, ile ma dzieci i jakie noszą imiona. Nie chodzi więc o jakiegoś bezimiennego Syryjczyka, który może wzbudzać strach, ale o Maryam, Adeba, Hassana, Edmę…

- To nie są liczby, tylko osoby, które mają twarze, imiona i historie życia i odpowiednio do tego należy ich traktować - mówi papież Franciszek.

- Pomagamy tylko chrześcijanom? - dopytuję księdza Piotra.

- Nie wiem, nie dociekam, dla mnie człowiek to człowiek - odpowiada.

Syryjski chłopiec w obozie dla uchodźców
Caritas Polska Syryjscy uchodźcy

* * *

To bardzo dobry sposób na pomoc dla Syryjczyków - uważa Jerzy. - Zbierać pieniądze i posyłać im tam, gdzie mieszkają.

- Nie powinno się ściągać ich do Polski - dodaje jego żona Anna. - Powiem szczerze, że ja się ich boję. Obawiam się zamachów, szczególnie utkwił mi w pamięci zamach na Jarmark Bożonarodzeniowy w Berlinie - może dlatego że mam siostrę w Niemczech. Do niedawna żyła sobie spokojnie, teraz pojawił się lęk - opowiada Anna. - W pociągu na przykład, gdy wyglądający na Araba mężczyzna wchodzi do przedziału, z miejsca się spinam, oka bym nie zmrużyła, gdyby usiadł obok.

- A te gwałty w Kolonii? - przypomina sobie Jerzy. - Wczoraj widziałem w TVP reportaż z Malmö. Imigranci dosłownie opanowali miasto, Szwedzi boją się wchodzić do niektórych dzielnic, wieczorami jest niebezpiecznie.

- A matki z dziećmi? - pytam. - Moglibyśmy je przyjąć?

- Żadnych uchodźców nie przyjmować! Dzieci dorosną i też mogą stać się terrorystami - zarzeka się Jerzy. - No, może chrześcijan, bo oni nie robią zamachów… Nad nimi muzułmanie też się znęcają.

- Jesteśmy przecież chrześcijanami i mamy obowiązek pomocy bliźnim.

- Może za bardzo się boimy? - zastanawia się Anna. - Gdy byliśmy kilka lat temu w Paryżu, zabłądziliśmy gdzieś w okolicach Montmartre’u i nagle wokół byli sami ciemnoskórzy. Wpadłam w panikę, bałam się, że mogą zabrać mi plecak.

- Coś złego wam zrobili?

- Nie, ale przyglądali się nachalnie.

***

Gdy tak sobie rozmawiamy, do pokoju wchodzi Dorota, córka Anny i Jerzego. - Trzeba przyjmować wszystkich ludzi z państw, w których toczy się wojna. Nie każdy muzułmanin to terrorysta - mówi bez ogródek, nie przejmując się miną ojca. - Warto oczywiście zbadać, kogo się wpuszcza do kraju, żeby wyeliminować terrorystów. A jeśli chodzi o ciocię z Niemiec, to ona wcale się nie boi. Pracuje w szkole i zaobserwowała, że dzieci imigrantów asymilują się bardzo szybko i chętnie. Wiele wycierpiały, teraz starają się prędko przystosować do normalnego świata. Zaś ich rodzice są wdzięczni, że mogą tam żyć.

- Polska powinna się otworzyć - kontynuuje Dorota. - Potrzebujemy rąk do pracy. Jeśli boimy się muzułmanów, jak mama i tata, to przyjmujmy chrześcijan.

- Bierzecie udział w akcji „Rodzina Rodzinie”? - pytam Annę i Jerzego.

- Wzięliśmy z kościoła deklarację, ale na razie nie podjęliśmy decyzji.

* * *

Trzydziestodziewięcioletnia wdowa Sevane, której mąż zginął na wojnie, ma czworo dzieci: dziewiętnastoletnią Jenie, piętnastoletnią, upośledzoną umysłowo Szorik, trzynastoletniego George’a i dziesięcioletnią Metry - czytam na stronie internetowej „Rodzina Rodzinie”. - Sevane dostaje nieregularnie rentę po mężu, chwyta się różnych prac, ale ledwo starcza jej na jedzenie. Na prąd, wodę i ubranie - brakuje.

Syryjski chłopiec w obozie dla uchodźców
Caritas Polska Syryjska rodzina w obozie dla uchodźców

* * *

Marta Szulc, sekretarz zarządu Caritasu Archidiecezji Gdańskiej, mówi mi, że program zaczął Caritas Polska w październiku 2016 roku. Informacje o rodzinach z Aleppo, przesyłane przez przedstawicieli tamtejszych kościołów chrześcijańskich, trafiają na stronę internetową programu. W akcję zaangażowało się 22 polskich biskupów, 500 księży, 870 parafii i ponad 7 tysięcy darczyńców indywidualnych oraz różne firmy. Półroczne wsparcie otrzymuje już ponad trzy tysiące sto rodzin w Aleppo.

W dzień Święta Trzech Króli zaczęto od zbierania datków do puszek. Ulotki informacyjne rozdawano w Gdańsku, Rumi, Żukowie i w innych miejscowościach Pomorza. No i chwyciło. W jednych parafiach lepiej, w innych słabiej, zależy od księdza. Przoduje kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego w Pruszczu Gdańskim. Dwieście pruszczańskich rodzin składa się na dwadzieścia rodzin syryjskich. Czasem są to wpłaty skromniutkie, nawet po 10 złotych miesięcznie. Ale i taki wdowi grosz przecież się liczy…

- Mamy rodzinę z Chwaszczyna - opowiada Marta Szulc - wielodzietną i wcale niespecjalnie zamożną, która zobowiązała się do przekazywania sporej sumy. Ci fantastyczni ludzie mówią mi, że latem gościli u siebie pielgrzymów na Światowe Dni Młodzieży. Poczuli wtedy tego ducha wielokulturowości, zrozumieli, że każdy człowiek jest bliźnim - jak ten pobity biedak z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie.

W sumie z Caritasu Archidiecezji Gdańskiej pomoc otrzymuje 409 rodzin syryjskich.

- Dużo to czy mało?

- Potrzeby są oczywiście większe - Marta Szulc pochyla się nad komputerem. - Także dzieciaki się włączają, na przykład uczniowie z gimnazjum numer osiem z Gdańska upiekli ciastka i uzyskane ze sprzedaży 200 złotych przekazali dla syryjskich rodzin. Dobrze byłoby, gdyby inne szkoły brały przykład.

Także dzieciaki się włączają, na przykład uczniowie z gimnazjum numer osiem z Gdańska upiekli ciastka i uzyskane ze sprzedaży 200 złotych przekazali dla syryjskich rodzin. Dobrze byłoby, gdyby inne szkoły brały przykład.

Gdyby inni uczniowie włączyli się w tę akcję, może zniknęłoby z internetu okropne i zawstydzające słowo „ciapaty”…

* * *

Osiemdziesiąt procent Syryjczyków żyje w ubóstwie. Pomocy humanitarnej potrzebuje ponad 13 milionów ludzi, w tym prawie 6 milionów dzieci - jedna trzecia obecnej ludności Syrii.

- Pamiętam, jak pomagano Polakom w stanie wojennym - mówi Sławomir. - Ile dostaliśmy paczek od nieznajomych ludzi, ilu naszych rodaków wyemigrowało i dobrze się urządziło za granicą. A przecież bomby nie leciały nam wtedy na głowy ani dzieci nie umierały z głodu. Ludzie, obudźcie się! Myślę szczególnie o tych, którzy poważnie traktują swoje chrześcijaństwo. Jeśli nie chcesz pomóc bliźniemu, może i jesteś wierzący, ale na pewno niepraktykujący! Sama niedzielna msza i paciorek to za mało. Ojciec Święty Franciszek proponował, by każda parafia przyjęła jedną rodzinę syryjską. Czy nasza parafia nie dałaby rady utrzymać kilkorga dzieci i ich rodziców? Mówi się: przyjmiemy ewentualnie matki z dziećmi, ale ojcowie niech walczą w Aleppo! Czy Niemcy i Francuzi mówili Polakom w latach 80.: - Kobiety mogą zostać, a mężczyźni niech wracają do Polski i walczą z Jaruzelem?

Syryjski chłopiec w obozie dla uchodźców
Caritas Polska Syryjskie dzieci w obozie dla uchodźców

* * *

Ojciec Wojciech Żmudziński, jezuita, dyrektor Centrum Arrupe, swego czasu z Gdyni, dziś z Warszawy przysyła mi kolejny numer kwartalnika „Być dla innych”, który wydaje. Znajduję w nim interesujący tekst Sylwii Gawrysiak o korytarzach humanitarnych, takich właśnie, na jakie nie może się zdecydować polski rząd. To ekumeniczna inicjatywa katolickiej Wspólnoty Sant’Egidio, Federacji Kościołów Ewangelickich we Włoszech, kościołów waldensów oraz metodystów. Korytarze działają na mocy porozumienia z włoskim MSZ i MSW. Projekt dotyczy bezpiecznego i legalnego sprowadzenia do Włoch tysiąca uchodźców w ciągu dwóch lat. Przede wszystkim Syryjczyków z obozów w Libanie. - Korytarze mają służyć zwłaszcza osobom ciężko pokrzywdzonym: ofiarom prześladowań, tortur i przemocy, rodzinom z dziećmi, chorym, starym, niepełnosprawnym - pisze Sylwia Gawrysiak, która sama należy do Wspólnoty Sant’Egidio.

W obozach dla uchodźców ludzie zakwalifikowani do programu korytarzy humanitarnych są sprawdzani przez przedstawicieli organizacji międzynarodowych i kościołów, pobierane są ich odciski palców i wysyłane razem ze zdjęciami i danymi personalnymi do oddziałów policji w Europie. Każdej z pozytywnie zweryfikowanych osób zapewnia się bezpieczny transport oraz wizę wjazdową. Po przyjeździe wszyscy są ponownie sprawdzani. Opiekę nad nimi obejmują rodziny i lokalne wspólnoty. Aklimatyzują się, uczą się języka, ich dzieci idą do szkoły.

Papież Franciszek nazwał te korytarze konkretnym znakiem zaangażowania na rzecz pokoju. (…) - Cieszę się również dlatego, że jest to inicjatywa ekumeniczna - powiedział.

Liderzy Wspólnoty Sant’Egidio zaapelowali do całej Europy o wdrożenie tego projektu. Rok temu poparł go Episkopat Polski. W Warszawie i niektórych miastach powstały takie wspólnoty. Ale bez aprobaty rządu nic się nie da zrobić. Tymczasem premier Beata Szydło wygłosiła właśnie w Sejmie antyimigranckie przemówienie. Straszyła: „Mam odwagę zadać elitom politycznym w Europie pytanie: dokąd zmierzacie, dokąd zmierzasz, Europo? Powstań z kolan i obudź się z letargu, bo w przeciwnym razie codziennie będziesz opłakiwała swoje dzieci”.

Na razie to syryjskie matki i syryjscy ojcowie codziennie opłakują swoje dzieci.

Poseł Krystyna Pawłowicz pisze do pani premier tak: Żadnych „korytarzy humanitarnych”!!!(…) Wymuszanie na rządzie zgody na jakieś tajne, niechciane przez nas, niejasne „korytarze”, odbieram jako formę hybrydowego zamachu na Polskę. (…) Proszę nikomu nie ustępować.

(Imiona niektórych rozmówców zostały zmienione)

barbara.szczepula@polskapress.pl

Barbara Szczepuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.