Bombardowanie Drezna. Apokalipsa w trzech falach

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Paweł Stachnik

Bombardowanie Drezna. Apokalipsa w trzech falach

Paweł Stachnik

13-14 lutego 1945. Alianckie lotnictwo dokonuje nalotów na Drezno. W bombardowaniach ginie 25 tys. osób. Miasto zostaje obrócone w perzynę. Atak wymierzony jest w ludność cywilną.

Przed wybuchem wojny Brytyjczycy nie przewidywali możliwości przeprowadzania szeroko zakrojonych nalotów wymierzonych w nieprzyjacielską ludność cywilną. Realia nowego konfliktu rychło zweryfikowały te założenia. Przeprowadzone przez Luftwaffe bombardowania Warszawy w 1939, Rotterdamu w 1940, a przede wszystkim brytyjskich miast w 1940 r. uzmysłowiły dowództwu RAF, że wojna ma charakter totalny, a kwestie moralne należy odsunąć.

W sierpniu 1940 r. Brytyjczycy przeprowadzili nalot na Berlin. Dziewięćdziesiąt pięć samolotów zbombardowało miasto i tamtejsze lotnisko, powodując pewne straty i ofiary w ludziach. Nalot miał znaczenie głównie propagandowe, ale stanowił też przełamanie po stronie brytyjskiej bariery psychologicznej związanej z nalotami na cywilne miasta. Dopiero jednak rok później stało się to normalnym elementem działań RAF i prowadzenia wojny.

Skończyć z fikcją

Oto w 1941 r. szef sztabu lotnictwa Charles Portal uznał, że należy zmienić strategię RAF w odniesieniu do celów w Niemczech: przejść od bombardowań precyzyjnych do nalotów dywanowych. Jak pisze brytyjski autor Sinclair McKay w swojej książce „Drezno 1945. Ogień i mrok”, bombardowania precyzyjne były takimi tylko z nazwy. Prawdziwa precyzja nie była bowiem możliwa. W ciemności, przy atakach niemieckich myśliwców i artylerii przeciwlotniczej, na dużej wysokości, dokładne wycelowanie w fabrykę czy dworzec było po prostu niemożliwe.

Zrezygnowano więc z fikcji i rozpoczęto naloty na centra miast. Miały one dokonać zniszczeń infrastruktury, zasiać chaos i zdemoralizować ludność cywilną. W marcu 1942 r. 234 bombowce Wellington i Stirling nadleciały nad Lubekę. Ten nalot miał sprawdzić skuteczność nowego podejścia. Na średniowieczne bałtyckie miasto zrzucono najpierw duże bomby burzące, zwane „wybebeszaczami budynków”. Swoim ciężarem przebijały one dachy i poszczególne kondygnacje, a następnie wybuchały rzeczywiście wybebeszając budynek.

Po nich samoloty zrzuciły mniejsze bomby zapalające. Zawierały one m.in. fosfor, benzol lub termit, które łatwo zapalały drewniane elementy konstrukcji i wyposażenie mieszkań. Płonąca substancja oblepiała też mury i cegły nie dając się łatwo ugasić. Kamienice stawały w płomieniach, ogień z sąsiadujących budynków łączył się. Niebawem płonęła cała ulica, cała dzielnica i całe miasto.

Pozostało jeszcze 80% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.