Chirurg musi mieć pewną rękę i silną psychikę

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Gałasiński
Anna Gronczewska

Chirurg musi mieć pewną rękę i silną psychikę

Anna Gronczewska

Rozmowa z profesorem Krzysztofem Kuzdakiem, chirurgiem, specjalistą w dziedzinie chirurgii endokrynologicznej, wojewódzkim konsultantem d/s chirurgii ogólnej, wykładowcą Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, ordynatorem oddziału Chirurgii Endokrynologicznej, Ogólnej i Onkologicznej w szpitalu im. Kopernika i szefem Kliniki Chirurgii Endokrynologicznej UM w Łodzi.

Czy to prawda, że chirurgia rozpoczęła się 150 lat temu z chwilą, gdy wynaleziono znieczulenie?

Historia chirurgii sięga kilku tysięcy lat, od początku życia człowieka. Najlepszym przykładem jest to, że w muzeum przy opactwie cystersów w Sulejowie znajduje się czaszka z otworem po trepanacji, a pochodzi sprzed 5 tysięcy lat. A jeśli chodzi o znieczulenia, to stosowano je wcześniej, ale nie były profesjonalne. Jak na przykład znieczulenie za pomocą cygara. Do znieczuleń stosowano również powszechnie środki narkotyczne, alkohole. Były to na tyle prymitywne metody, że większość chorych nie mogła mieć wykonanego dłuższego zabiegu. Tak więc miarą chirurga w tamtym okresie były duże umiejętności manualne. Możliwość wykonania nawet rozległego zabiegu w ciągu kilku minut. Pełne znieczulenie, w warunkach polskich, weszło dopiero po II wojnie światowej.

Dlaczego tak późno?

Pełne znieczulenie eterowe polegało na tym, że zakładało się maskę z gazą, polewało się ją eterem. Chory oddychając nim usypiał, też na krótko. Natomiast pełne znieczulenie, z intubacją, zostało wprowadzone po II wojnie światowej. W warunkach łódzkich wprowadzał je prof. Pokrzywiński, który całą wojnę spędził w Anglii i od tamtejszych lekarzy nauczył się pełnego znieczulenia. To on wyszkolił pierwszych anestezjologów.

Przez te lata, gdy pan profesor rozpoczął pracę w zawodzie, chirurgia bardzo się zmieniła?

Radykalnie! Moja przygoda z medycyną rozpoczęła się w 1968 roku, kiedy rozpocząłem studia. Studia były ciężkie, co nie wykluczało, że nie prowadziliśmy życia towarzyskiego. Rywalizowaliśmy ze sobą, każdemu zależało na lepszych stopniach, ale nie było wyścigu szczurów. Każdemu zależało, by jak najlepiej zaprezentować się w dobrej klinice, by po studiach mieć dobry start. Były to studia ciężkie choćby z tego powodu, że nie było wystarczającej liczby podręczników. Przesiadywało się więc w bibliotece, chodziło na wszystkie wykłady. Profesor miał dostęp do światowej literatury i o tym mówił na wykładach. Na pierwszym, drugim roku całe godziny spędzaliśmy w Collegium Anatomicum. Po wyjściu stamtąd miało się zawroty głowy i na odległość kilometra pachniało się lizolem i innymi preparatami. Ja, tak jak wielu kolegów, należałem do kół naukowych i brałem udział w dyżurach szpitalnych. To była najlepsza szkoła praktycznej medycyny. Nauczyliśmy się pierwszych technik chirurgicznych, asystując przy operacjach, trzymając haki. Ja w trakcie studiów uczestniczyłem w pracy kliniki kardiochirurgii prof. Jana Molla. Tam nawiązałem wiele przyjaźni i zdobyłem podstawy chirurgii.

Co sprawiło, że wybrał pan chirurgię?

Bo było to największe wyzwanie, a chirurgia w tamtym okresie święciła trumfy. Największymi autorytetami na naszej uczelni byli prof. Moll, prof. Kazimierz Rybiński, który był moim wychowawcą, prowadził mnie od początku studiów, pod jego kierunkiem zdobyłem tytuły naukowe i specjalizacje. Należy wspomnieć prof. Andrzeja Alichniewicza, który zawsze chodził w muszce, co w latach siedemdziesiątych nie było często spotykane. Był to szereg profesorów, którzy po wojnie przyjechali do Łodzi z Wilna, Lwowa.

Pamięta pan swoją pierwszą operację?

Wykonywałem je jeszcze na studiach. Były to wyrostki, przepukliny. Nie zapomnę jednego z dyżurów w Zgierzu. Przywieziono chorego z nożem w klatce piersiowej, umierał z powodu krwotoku. Otworzyliśmy z kolegą klatkę piersiową i człowiek ten przeżył. Przyjechał nasz szef i zmieszał nas z błotem, jak śmieliśmy otwierać klatkę piersiową, choć nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Ale gdybyśmy tego nie zrobili, to chory by zginął. Chirurg musi być odważny, podejmować ryzyko. Musi szybko podejmować decyzję. Operować trzeba sprawnie, pewnie. Są jednak takie momenty, kiedy trzeba zwolnić. W przypadku operacji tarczycy są to takie miejsca, które kiedyś traktowaliśmy jako rejony zakazane. To przestrzeń wielkości dwuzłotówki, położona na wysokości tętnicy tarczowej dolnej. Tu znajduje się przytarczyca i nerw krtaniowy odpowiedzialny za głos. Obecnie, biorąc pod uwagę, że gwałtownie wzrasta liczba nowotworów, tę okolicę musimy eksplorować. To miejsce operuje się bardzo wolno i precyzyjnie.

Co jest najtrudniejsze w zawodzie chirurga?

Trzeba mieć silną psychikę. Osoby, które tego nie mają, nie sprawdzają się do końca w chirurgii. Na specjalizację chirurgiczną zgłasza się więcej dziewcząt niż mężczyzn. Kobiety są znakomite manualnie, bardzo pracowite, można im zaufać. Cała sprawa kończy się w momencie, gdy taka dziewczyna zakłada rodzinę i rodzi się dziecko. Pogodzenie rodziny z zawodem wymagającym nieprzespanych nocy, ciężkiej pracy fizycznej, jest bardzo trudne. Wtedy te dziewczyny się wycofują.

W takim razie dlaczego kobiety ciągnie do chirurgii?

Chcą udowodnić, że nie są gorsze od mężczyzn. Natomiast jeszcze raz potwierdzę, że ten zawód trudno pogodzić z rodziną, prowadzeniem domu, dziećmi. Po studiach zaczynałem pracę w szpitalu w Zgierzu. Tam na oddziale chirurgii pracowało kilka kobiet. Między innymi dr Preczyńska. Była znakomitym chirurgiem. Jako jedyna z tych kilku kobiet, potrafiła sobie poradzić z każdym przypadkiem. Była jednak silną, dobrze zbudowaną kobietą, a prowadzeniem domu zajmował się jej mąż.

Mówi się, że chirurg to król wśród lekarzy...

Kiedyś dyrektorami szpitali byli głównie chirurdzy. Wynikało to z walorów psychicznych tego zawodu. Chirurgia z pediatrą, interną i ginekologią stanowiła cztery podstawowe specjalności, które były i są filarami medycyny. Natomiast młodzież patrzy dziś zupełnie inaczej. Często zdarza się, że młodzi ludzie wybierają studia medyczne z powodów merkantylnych. Nikt nie przeprowadza rozmów z kandydatami na medycynę. Bierze się tylko pod uwagę wyniki matur. Nie są sprawdzane predyspozycje. Uważam, że każdy kandydat na lekarza powinien przejść test psychologiczny, sprawdzający szereg cech, które powinien mieć lekarz.

Jakie to cechy?

Przede wszystkim umiejętność kontaktu z drugim człowiekiem. Maksymalna uczciwość. Człowiek, który kłamie, kręci, nie powinien być lekarzem. Bardzo ważną cechą jest empatia. Lekarz może skończyć studia z najlepszymi ocenami, a może nie umieć rozmawiać z pacjentem. Teraz młodzi ludzie wybierają wąskie specjalności, jak kardiologia zabiegowa, hipertensjologia, czyli specjalizacja zajmująca się ciśnieniem tętniczym. Często wybierają diagnostykę obrazową, histopatologię czy radiologię. Ci specjaliści nie odwiedzają prokuratora.

Chirurgów nazywa się też bogami...

Tak dawniej traktowało się tych najlepszych chirurgów, jak prof. Moll czy prof. Rybiński. Pierwszy przeszczep serca był wielkim wydarzeniem, ale miał też przeciwników. Chirurgia niesamowicie się rozwinęła, tak jak inne dziedziny medycyny. Teraz przeżywamy niesamowity postęp medycyny. Lekarz, który chce być z tymi zmianami na bieżąco, musi ciągle czytać, dokształcać się. Zmieniają się procedury, zalecenia.

Z czego wynika ten postęp medycyny?

Nie ma wojen światowych, więc armia fizyków, chemików siedzi i zastanawia się, jak jeszcze pomóc człowiekowi. Z tego powodu średnia przeżycia przedłużyła się o 30 lat. Trzeba mieć jednak świadomość, że lekarz nie jest Bogiem, nie zatrzyma procesu śmierci. Medycyna nie czyni cudów. Jest jednak w stanie przedłużyć życie, zlikwidować ułomności, kalectwo, ból. Teraz coraz większe znaczenie w medycynie ma elektronika. Kiedy wejdzie opcja 5 G, to gwałtownie ruszy robotyzacja. To laparoskopia, technika robotowa. Tyle, że tę ostatnią technikę stosujemy jeszcze szczątkowo. Głównym powodem, że robotów nie wykorzystuje się na co dzień w medycynie, jest ich cena. Taki robot kosztuje miliony, bardzo droga jest też jego obsługa, oprzyrządowanie. W Polsce taki aparat zakupiony przez państwo znajduje się we Wrocławiu. Gdy wejdzie opcja 5 G, zwiększy się szybkość przesyłania danych. Będzie można operować przy konsoli wiele szybciej, sprawniej i na odległość. Takie operacje na odległość przetrenowali Amerykanie podczas wojny w Zatoce Perskiej. Chirurg, który przebywał w USA, za pomocą transmisji satelitarnej kierował oprzyrządowaniem robota i wykonywał zabieg na polu walki. Po wejściu opcji 5 G takie zabiegi będą powszechnie stosowane. Chirurg z Warszawy będzie wykonywał operację w Zakopanem.

Czy to zmieni sposób przeżywania operacji przez chirurga?

Operacja zawsze jest związana z wielkim stresem, niezależnie ile lat jest się chirurgiem. Każdy się denerwuje. Nie ma dwóch identycznych operacji. Nigdy nie wiemy, co spotkamy w brzuchu, w klatce piersiowej. Badania obrazowe są w stanie nam pokazać co do milimetra patologię. Nie zastąpią oglądu okiem, dotknięcia palcem, sprawdzenia struktury narządu. To poznaje się dopiero w trakcie operacji. Operacja jest w stanie zaskoczyć każdego doświadczonego chirurga w sposób nieprzewidywalny. To wywołuje dodatkowy stres.

Po takiej trudnej operacji trzeba jakoś odreagować?
Różnie bywa. Ja należę do tej grupy osób, która się specjalnie nie stresuje, na nikim się nie wyżywam.

Podobno podczas operacji jedni żartują, drudzy słuchają muzyki, ale nie brakuje takich chirurgów, którzy operują w ciszy.
Nie znoszę muzyki na bloku operacyjnym. Mam jednak kolegów, którzy puszczają ją na cały regulator. To kwestia indywidualnych preferencji.

Gdyby pan profesor jeszcze raz mógł wybrać zawód, to zdecydowałby się na ten sam?

Tak. Chirurgia daje w krótkim okresie czasu efekt. Przywożą do nas umierającego chorego, który po tygodniu opuszcza szpital na własnych nogach. To jeden z tych wabików, którzy ściąga tu jeszcze młodych ludzi. Można powiedzieć, że to konkretna robota. Nie brakuje też trudnych momentów. W dobrze rządzonych, demokratycznych krajach, jak Australia czy Nowa Zelandia, lekarz nie odpowiada za nieumyślne spowodowanie śmierci. Chory, rodzina dostają odszkodowania, jeśli doszło do niezamierzonego błędu lekarskiego. Kto popełni błąd, ma szefa, który za niego odpowiada i eliminuje go z zabiegów.

Młodzi ludzie chcą zostać chirurgami, garną się do tej specjalizacji?

Przed laty otrzymanie miejsca specjalizacyjnego z chirurgii niekiedy graniczyło z cudem. Teraz systematycznie maleje liczba kandydatów do specjalizacji z chirurgii. Przyczyn jest wiele. Chirurdzy zarabiają zdecydowanie mniej niż inni specjaliści. Anestezjolog, który znieczula, zarabia dwa razy więcej niż profesor chirurgii, a chirurgia to specjalizacja obarczona ryzykiem powikłań, zwłaszcza dziś, w dobie starzenia się społeczeństwa. Bywają też powikłania śmiertelne. Wszystkie są dokładnie analizowane i sprawdza się, czy chirurg nie popełnił najmniejszego błędu. Odpowiedzialność jest olbrzymia. Regularnie chodzimy spowiadać się do prokuratora, izb lekarskich. Za najmniejsze powikłania, które z reguły są niezawinione przez personel medyczny. Wynikają z ogólnego zaniedbania chorego, jego wieku, dodatkowych chorób.

Pan profesor zajmuje się od lat chirurgią endokrynologiczną. Chore tarczyce są coraz większym problemem. Dlaczego?

Większość Polaków jest przekonanych, że powodem tego jest Czarnobyl. To nieprawda. Problemy z tarczycą zawsze były, ale leczono je tylko wyjątkowo, ponieważ to najsilniej ukrwiony narząd. Chorzy umierali z powodu krwotoków i tzw. przełomów tarczycowych. W tamtym okresie nie umieliśmy oznaczać poziomu hormonów. Tylko na podstawie pośrednich objawów klinicznych wiedzieliśmy, czy chory kwalifikuje się do operacji czy jeszcze nie. Zwracaliśmy uwagę na szybkość tętna, potliwość, drżenie rąk, nadpobudliwość, błysk w oku. To były pośrednie objawy nadczynności tarczycy. Operacja w takim stanie zawsze kończyła się tragicznie. Operowaliśmy tylko ogromne tarczyce, które powodowały ucisk i chory mógł zginąć z powodu uduszenia. Natomiast w latach siedemdziesiątych pojawiła się ultrasonografia i oznaczanie hormonów tarczycy. To wyeliminowało problem przełomów tarczycowych. Bardzo pomaga też usg. Teraz najmniejsze patologie w tarczycy widzimy na ekranie jak na dłoni.

Czy Łódź jest miejscem, gdzie chorób tarczycy jest najwięcej?

Nie. Najwięcej mamy chorób tarczyc pochodzenia endemicznego. Występują w górach. Natomiast w naszym regionie najwięcej przypadków patologii tarczycy notuje się w okolicy Bełchatowa. Wynika to pewnie z tego, że ogromna ingerencja w ziemię i wody gruntowe spowodowała niedobory jodu.

Co sprawia, że chorób tarczycy jest tak dużo?

Ich liczba rośnie, bo nasze społeczeństwo się starzeje i lepsza jest diagnostyka. A jeśli chodzi o wspomniany już Czarnobyl, to on tylko uświadomił ludziom, że jest taki narząd jak tarczyca. Wcześniej większość ludzi o niej nie wiedziała, choć tarczyca to wysoko ustawiony w hierarchii gruczoł, który odpowiada między innymi za psychikę, akcję serca, przemianę materii, stan skóry, włosów. To wszystko jest uzależnione od czynności hormonalnej tarczycy.

Trzeba też pamiętać, że to w Łodzi prof. Tadeusz Pawlikowski stworzył polską endokrynologię. Natomiast prof. Kazimierz Rybiński, po pierwszych złych doświadczeniach z przeszczepami serca u prof. Molla, za namową prof. Pawlikowskiego, zdecydował się porzucić kardiochirurgię na rzecz chirurgii endokrynologicznej.

Anna Gronczewska

Jestem łodzianką więc Kocham Łódź. Piszę o historii mojego miasta, historii regionu, sprawach społecznych, związanych z religią i Kościołem. Lubię wyjeżdżać w teren i rozmawiać z ludźmi. Interesuje się szeroko pojmowanym show biznesem, wywiady z gwiazdami, teksty o nich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.