Dlaczego Kaszubi rozczarowali się Polską? Opowiada profesor Cezary Obracht-Prondzyński

Czytaj dalej
Barbara Szczepuła

Dlaczego Kaszubi rozczarowali się Polską? Opowiada profesor Cezary Obracht-Prondzyński

Barbara Szczepuła

Rozgoryczenie i niechęć do państwa osiągnęło latem 1920 roku punkt kulminacyjny - mówi profesor Cezary Obracht-Prondzyński.

Dlaczego Kaszubi rozczarowali się Polską, na którą tak długo czekali?
Pod koniec I wojny światowej sytuacja zmieniała się z miesiąca na miesiąc. W listopadzie roku 1918 Niemcy kapitulują, bo przegrywają wojnę na zachodzie, ale w Rosji stacjonuje liczna i dobrze uzbrojona armia niemiecka. Musi się ewakuować przez ziemie tworzącego się państwa polskiego. Nie może jednak być to przemarsz pod bronią! Gdyby ci Niemcy pojawili się np. w Wielkopolsce, powstanie nie miałoby żadnych szans. Wieści z konferencji w Wersalu są bardzo źle przyjmowane przez Niemców mieszkających na Pomorzu. W roku 1919 dają oni popis agresji i przemocy wobec Polaków. Pojawiają się grupy zdemobilizowanych żołnierzy Reichswehry. W pamiętnikach z tamtego czasu znajdujemy wiele przekazów o pijaństwie i kradzieżach… To był niebezpieczny i trudny czas.

Tajna Organizacja Wojskowa „Pomorze”, którą dowodzi Franciszek Kręcki przygotowuje się do zbrojnego powstania w celu przyłączenia Pomorza do Polski. Chce też wysyłać ludzi do powstania w Wielkopolsce…
Powstanie na Pomorzu nie wybucha, bo dysproporcja sił jest zbyt duża. Kierownictwo polityczne uznaje, że nie ma szans. Po decyzjach Traktatu Wersalskiego zaczynają się za to przygotowania do przejęcia Pomorza przez Polaków. Chodzi między innymi o zabezpieczenie przed wywózką do Niemiec mienia i żywności. To była skomplikowana operacja, która miała nie dopuścić do sytuacji, że polskie wojsko wkracza na tereny ogołocone ze wszystkiego.

Rozradowani mieszkańcy Kościerzyny czekają na przybycie Wojska Polskiego przy bramie powitalnej na rynku miasta. 31 stycznia 1920 roku
Karolina Misztal Cezary Obracht-Prondzyński: - Na pewno nie możemy powiedzieć, że te dwadzieścia lat zostało zmarnowanych

Pomorzanie witają Wojsko Polskie z entuzjazmem i ze łzami w oczach…
Wojsko idzie od Torunia na północ, a we wszystkich miastach i miasteczkach budowane są bramy powitalne, ludzie się cieszą i wiwatują, bo polscy żołnierze wkraczają tu po raz pierwszy od stu pięćdziesięciu lat.

Ale wkrótce potem słychać skargi, że polscy żołnierze zachowują się na Pomorzu jak w kraju podbitym. Rewizje, rekwizycje, kradzieże, a nawet porywanie kobiet…
Niestety zdarzają się takie sytuacje. Profesorowie Józef Borzyszkowski i Przemysław Hauser w 1985 r. wydali dokument przygotowany przez specjalną komisję sejmową, która pracowała na Pomorzu od 26 lipca do 1 sierpnia 1920 roku. Na jej czele stał ksiądz Feliks Bolt, człowiek zacny, świetnie znający te tereny. Opis sytuacji na Pomorzu jest dramatyczny. Mówiono wówczas, że gdyby przeprowadzono plebiscyt, nie jest pewne, czy Pomorzanie chcieliby znaleźć się w państwie polskim. Zacytuję pani kilka fragmentów z tego dokumentu: „Nastrój na prawym brzegu Wisły jest lepszy i bardziej przychylny państwu, poczucie patriotyczne większe, uświadomienie szersze. Sprawia to, że znosi się rozmaite przykrości i braki z cierpliwym poddaniem się i większą wiarą w lepszą przyszłość. Po lewej stronie Wisły zwłaszcza w północnych powiatach (czyli tych kaszubskich) rozgoryczenie, niechęć i wrogie stanowisko do państwa sięga punktu kulminacyjnego”.

Ostro!
Chodziło przede wszystkim o zrównanie marki polskiej z niemiecką, choć realna siła nabywcza polskiej była trzy, cztery razy niższa. Zrujnowało to doszczętnie ludność Pomorza. Komisja konkluduje: „Z tego źródła jak z puszki Pandory płynie wszystko zło, na które bezsilnym okiem patrzy każdy patriota. Twórca tego prawa lwią część odpowiedzialności za te stosunki na Pomorzu i za utratę Warmii i Ziemi Mazurskiej winien wziąć na siebie”. Z punktu widzenia państwa jednolita waluta była niezbędna, ale słabość polskiej marki spowodowała pauperyzację. „Dzięki tym zarządzeniom walutowym paskarze warszawscy cywilni i wojskowi ogołocili Pomorze literalnie ze wszystkich artykułów pierwszej potrzeby. Wykupują też za bezcen złoto i srebro…” (…) „Na Kaszuby trzeba wysyłać najdzielniejszych i najuczciwszych urzędników, a tymczasem ci, którzy tu pracują nie zawsze dorastają do swoich zadań. I ta ludność kaszubska - czytamy dalej w dokumencie sejmowym - która z entuzjazmem zerwała pęta i kajdany niewoli pruskiej, dziś wysyła delegację do komisji granicznej, by przyłączyć się do Wolnego Miasta Gdańska”. Niemcy, którzy zostali na Pomorzu zerkają z nadzieją w stronę Berlina i z satysfakcją powtarzają: - Chcieliście Polski, no to ją macie… Mało tego - przygotowują różne prowokacje, by pogłębić podziały między władzą centralną a Pomorzanami, zwłaszcza Kaszubami. Nawiasem mówiąc, robili to przez całe międzywojenne dwudziestolecie, ale bez powodzenia.

Brakuje polskich urzędników…

Urząd Wojewódzki tworzony jest przez Pomorzan. Pierwszym wojewodą zostaje Stefan Łaszewski, wybitna postać, adwokat, działacz polskiego ruchu narodowego, doskonale zorientowany w realiach Pomorza. Ma jednak trudności ze znalezieniem urzędników, za czasów pruskich Polacy nie mogli robić karier administracyjnych. Władze centralne przysyłają więc urzędników spoza Pomorza. Część przyjezdnych nie zna tutejszych realiów, nie rozumie Kaszubów. Budzi się niechęć... Ale ta niechęć dotyczy nie tylko przyjezdnych. Na przykład w Wejherowie mieszkańcy domagają się usunięcia starosty, bo ma żonę Niemkę i w związku z tym faworyzuje Niemców. Ogromnym problemem jest brak nauczycieli, nie tylko w szkołach średnich, ale i podstawowych. Władze próbują sprowadzać nauczycieli z innych części kraju, organizują też specjalne bezpłatne kury nauki języka polskiego.

Z jednej strony Kaszubi traktowani są źle , bo słabo mówią po polsku, ale z drugiej - jeśli chodzi o rozwój cywilizacyjny - Pomorze znacznie przewyższa inne rejony Polski, zwłaszcza Kresy wschodnie. Pisałam kiedyś reportaż o nauczycielu, który ze względów politycznych został przeniesiony spod Starogardu na Polesie. To było dla niego jak zesłanie do dzikiego kraju…

Tak, różnica cywilizacyjna była ogromna. Dlatego też było tak wielu chętnych do osiedlania się na Pomorzu. Miejscowi nazwali ich pogardliwie bosymi Antkami.

Dlaczego rekruci nie chcą iść do Wojska Polskiego?
Stosunek Wojska Polskiego do miejscowej ludności to najboleśniejsza sprawa na Pomorzu - zauważają członkowie komisji sejmowej. - „To wojsko witane z nieopisanym uwielbieniem jako oswobodziciele z jarzma pruskiego zaczęło tę skromną, cichą, pracowitą ludność traktować jak naród podbity. Smutne, że ludność mniej narzeka na prostych żołnierzy niż na oficerów, nawet na najwyższych stanowiskach. (…) Kaszuba przyzwyczajony w stuletniej niewoli do posłuchu zachowywał niesłychaną wrażliwość na bezprawie, bo żyjąc we wrogim lecz praworządnym państwie musiał o każde prawo walczyć i koniec końcem zawsze mu to prawo - choć tylko co do litery - przyznano. Ten stan psychiczny wywołał wskutek nadużyć i samowoli wojskowej niepożądaną reakcję - napełnił ich serca głęboką nieufnością, ciężką urazą, która w końcu zamieniła się w nienawiść do wojska i do wszystkiego co polskie”. I dalej mamy cały rejestr przypadków nadużywania władzy, rekwizycji, pobić… W efekcie, jak ustaliła komisja, zdarzyła się sytuacja, gdy na stu młodych ludzi w wieku poborowym tylko trzech wstąpiło do Wojska Polskiego, reszta optowała na rzecz Niemiec.

A porywanie kobiet?
Jest wprawdzie w sprawozdaniu przykład pewnego sierżanta, który porwał córkę rzeźnika z Pucka, ale wziął z nią ślub i nie wiemy, czy panna młoda była temu przeciwna. Chodziło raczej o coś innego. „Do kwater sprowadzają oficerowie prostytutki z Warszawy pod mianem sióstr i kuzynek. W hotelach i na kwaterach urządzają orgie pijackie z podejrzanymi kobietami, które rozbierają się do naga, śpiewają, tańczą, po prawdzie gdzie żołnierz tam i żołnierka, choć proste poczucie przyzwoitości wymaga, by w takich przypadkach przynajmniej zaciągać zasłony, by unikać zgorszenia okolicznych mieszkańców.”

To wszystko dzieje się na początku sierpnia 1920 roku. Trwa przecież wojna. Bolszewicy dochodzą pod Warszawę!
Upowszechnia się przekonanie, że Polska to państwo sezonowe, plebiscyt na Warmii i Mazurach właśnie został przegrany. Klimat jest straszny…

Ale wyczytałam gdzieś, że Pomorzanie zgłaszali się na ochotnika, by walczyć z bolszewikami.
Zwłaszcza ci, którzy byli w wojsku wielkopolskim. A służyły tam tysiące Pomorzan. Wojnę wygrywamy, następuje stabilizacja, zostaje uchwalona konstytucja w marcu 1921 r., w następnym roku w listopadzie odbywają się wybory do parlamentu, które objęły wreszcie całe terytorium państwa. Ale nikt nie jest zadowolony z przebiegu nowych granic. Pomorze zostało podzielone między Polskę, Niemcy i Wolne Miasto Gdańsk. Ziemie bytowska i lęborska zostały w Niemczech. Niektórzy Kaszubi przenoszą się na tereny polskie do gospodarstw opuszczonych przez Niemców. Pojawia się problem przemytu. Inflacja szaleje.

Niebawem ruszy budowa Gdyni, a Kaszubi narzekają: „Nas do Gdyni nie dopuszczono”. Przecież bogacili się sprzedając działki wokół powstającego miasta. Inni dorabiali się pracując przy budowie portu?
To nastąpiło dopiero w kilka lat później. Owszem, Kaszubi pracowali przy budowie, ale byli tylko robotnikami i to źle opłacanymi, mieszkali w fatalnych warunkach na obrzeżach powstającego miasta, w obskurnych „pekinach”. Oczywiście, zdarzały się świetne kariery, ale generalnie Gdynia była miejscem ogromnych napięć społecznych… Ale powiem o czym innym. W 1924 roku ogromne poruszenie na Pomorzu, podobnie jak w całym kraju wywołała akcja gromadzenia kapitału dla nowo powstałego Banku Polskiego z myślą o reformie walutowej, którą przeprowadzał Władysław Grabski. Na fali powszechnego entuzjazmu w każdym powiecie zakładano komitety, które organizowały zbiórkę kosztowności i innych dóbr. Mój pradziadek jeszcze przed wojną kupił gospodarstwo pod Czerskiem. Zastawił je by pomóc Polsce. Gdy nadeszła kolejna fala inflacji, stracił to gospodarstwo i musiał pracować jako robotnik na kolei. Taka była skala patriotyzmu i poświęcenia. Równie wielka jak wcześniejszy udział w wojnie, a może nawet większa.

Jak został na Kaszubach odebrany zamach majowy?
Głównymi siłami politycznymi na Pomorzu były Narodowa Partia Robotnicza i Narodowa Demokracja. Zamach majowy oceniany był jako złamanie wszystkich reguł prawnych, a do respektowania prawa Kaszubi - jak mówiliśmy - byli przyzwyczajeni. Działania Piłsudskiego uznano więc, już nawet abstrahując od przelanej krwi, za barbarzyństwo. Reakcją na nie było utworzenie Związku Pomorskiego, ale powstrzymano się od radykalniejszych działań zdając sobie sprawę, że wszelkie akcje przeciw władzy centralnej w Warszawie byłyby na rękę Niemcom. Roman Dmowski powiedział: - Choć nie akceptujemy zamachu majowego nie możemy pozwolić sobie, by w Polsce zachodniej, a szczególności na Pomorzu osłabiać państwo.

Podsumowując: jak pan ocenia dziedzictwo II RP na Pomorzu?
Niezależnie do rozczarowań i problemów, trzeba docenić budowę Gdyni, która dała nowy impuls cywilizacyjny i ekonomiczny oraz poczucie wielkiego sukcesu. Prawdziwym sukcesem było też polskie szkolnictwo. Tej oceny nie zmienia fakt, że można wskazać gminy, w których nie było ani jednej pełnej szkoły siedmioklasowej. Tak było np. w gminie Lipnica z której pochodzi moja rodzina. Sukcesem było też wychowanie patriotyczne, które znalazło swoje odzwierciedlenie podczas wojny. Po trzecie: mimo wszystko za sukces trzeba uznać stworzenie polskiej administracji, lepszej czy gorszej, ale jednak. Po czwarte: zachowanie struktur samorządowych. Na Pomorzu, podobnie jak w Wielkopolsce, działał wojewódzki sejmik samorządowy, ale miał u nas szersze uprawnienia i więcej dokonań, np. w zakresie elektryfikacji! Na pewno więc nie możemy powiedzieć, że te dwadzieścia lat zostało zmarnowanych. Ale też nie możemy bezkrytycznie zachwycać się II Rzeczpospolitą jak to jest teraz w modzie.

Barbara Szczepuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.