Jak grają Polacy. Kilka dni z życia w kolekturach

Czytaj dalej
Fot. FOT. 123RF
Anita Czupryn

Jak grają Polacy. Kilka dni z życia w kolekturach

Anita Czupryn

Gracze w Warszawie mogą wydać jednorazowo nawet 2 tysiące na Lotto, za 3 tysiące zagrają w Eurojakcpota, a za tysiąc złotych stawiają zakłady w Multi Multi. Najwięksi grają systemami za 10-20 tysięcy złotych. Jak grają Polacy.

Szczęście to podstawa. Każdego dnia możesz się przekonać, czy należysz do szczęściarzy, czy niekoniecznie. A jeśli niekoniecznie, to może akurat nie jest twój dzień?
- Są gracze, którzy w określony dzień do kolektury nie wchodzą. A nawet w określonych godzinach – opowiada Aneta (imię zmienione), pracownica jednej z warszawskich kolektur. Wyjaśnia: - Jeżeli wygrana pada od bliżej nieokreślonej siły, jaką jest szczęście, czy też los, to są sprawy niemierzalne, metafizyczne wręcz rzeczy, na które namacalnie nie mamy wpływu. To jest magiczny świat.
Są więc tacy, którzy mają swoje ulubione dni i ulubione liczby. A także ulubione kolektury i kolektorów.
Są i tacy, którzy szukają swojej szczęśliwej kolektury. Dlatego kolektorzy (pracownicy kolektur Lotto) informują tak często: „Tu padło…” - i podają kwotę wygranej czy to w Lotto, czy w zdrapkę, czy w inną grę.
- Należę do grona tych szczęśliwych kolektur, gdzie coś padło. Czyli główna wygrana – mówi Aneta.
Nawet jeśli nie padła jakaś znacząca kwota, to każda kolektura ma swoją „ścianę chwały”, prowadzoną na bieżąco. Wiszą tam zwycięskie kupony, czy też szczęśliwe losy – Aneta wcześniej wieszała zakłady już od 50 złotych, ale jest ich tak dużo, że teraz wiszą już te od 100 złotych w górę.
„Ściana chwały” zachęca innych graczy do grania i kumuluje energię szczęścia.
- Szczęście liczy się nie tylko dla klienta. Dla nas również jest pomocnym elementem w pracy. Szczęśliwa kolektura sprawia, że odwiedza ją więcej klientów, tworzą się pozytywne relacje i tworzy się jeszcze więcej szczęścia. Żeby było szczęście, szczęściu trzeba pomóc – jest takie powiedzenie, prawda? I ono się sprawdza w kolekturach. Jesteśmy branżą rozrywkową, ludzie przychodzą do nas zagrać i chcą być szczęśliwi. Wprowadzamy więc pozytywną atmosferę. Nam też się lepiej wtedy pracuje.
Ale łaska gracza na pstrym koniu jeździ, bo wśród nich zdarzają się „gracze migrujący”.
Zjawisko migracja graczy polega na tym, że z sobie tylko znanych powodów (a jest ich mnóstwo, od metafizycznych znaków poczynając), zmieniają oni kolektury, szukając tej jedynej, szczęśliwej, w której spełni się ich marzenie o największej wygranej. Dotyczy to również szczęśliwego kolektora.
- Zdarzają się tacy, którzy pytają: „Pani jutro będzie?” Odpowiadam: „Oj, lepiej niech pan zagra dzisiaj, jutro pracuję w innej kolekturze”. Wytrwały gracz drugiego dnia zjawi się w tej kolekturze, w której akurat pracuję – opowiada Aneta. I dodaje z uśmiechem: - Średnio raz w tygodniu ktoś mnie zaprasza na Seszele.
Obiecują: „Jak wygram, zabieram panią na Malediwy!” „Na Wyspy Kanaryjskie!” „Na Hawaje!” – Takie teksty Aneta słyszy na bieżąco. Ale zdarza się, że jak ktoś wygra większą kwotę, to faktycznie przychodzi się odwdzięczyć. Najczęściej przynoszą kwiaty.
- Możemy przyjąć prezent do wartości 200 zł: portfel, wisiorek, kwiaty – mówi Aneta.

Piątek. „Pani da świrusa”.

Kolektura Lotto gdzieś na obrzeżach śródmieścia Warszawy.
- Pani da świrusa – rzuca ogorzały pięćdziesięciolatek z sumiastym wąsem i maciejówką na kanciastej głowie.
„Eurusa pani da, albo wariata, albo eurodżekpointa”. Tak mówią, a ja muszę się orientować, o co im chodzi. Gracze lubią przekręcać nazwy. Na zdrapkę „Magnetyczne 5, mówią „magiczne pięć”. Starsi wciąż chcą „dużego lotka” i wiadomo, że chodzi o Lotto. Albo „małego lotka” – i wtedy sprzedaję im Mini Lotto – tłumaczy mi kolektorka.
Dziś dzień losowania Eurojackpot. Losowanie odbywa się w każdy wtorek i piątek w Helsinkach między godziną 20:15 a 21. Już nawet z pobieżnego przejrzenia statystyk widać, że najczęściej wygrywają w Niemczech. Powód? W Polsce za jeden zakład trzeba zapłacić 12,50 zł. Dla przeciętnego Polaka czy Polki wydać tyle na zakład – to sporo. W Niemczech Eurojackpot kosztuje 2,5 euro. A co to jest dla Niemca 2,5 euro? Za godzinę pracy ma co najmniej 12 euro, to może sobie kupić nawet 6 zakładów. Grają więc tam na potęgę. A im więcej grają, tym więcej wygrywają. Taka zasada.
W Polsce częstszą zasadą jest, że „Jak ma paść, to padnie na jednym zakładzie”. System jest o wiele droższy, większości ludzi na niego nie stać.
Jest następny klient. Elegancko ubrany. Smukłymi palcami bębni po ladzie. Sympatycznym głosem prosi zakłady o Eurojackpota. Płaci 8 tysięcy złotych. Kolektorka będzie później żartować: „Ubrał mnie i nakarmił za cały miesiąc”. Greps się przyjmie. W warszawskich kolekturach jeszcze nieraz usłyszę o kliencie, który „nakarmi i ubierze za cały miesiąc i to jedną transakcją”. Tylko, że kolektorzy mówią o jeszcze większych kwotach: - U mnie zdarzają się gracze za 10 i 20 tysięcy!
No, ale nic dziwnego – w Eurojackpota padła największa wygrana w Polsce – ponad 213 milionów złotych, czyli ponad 46 milionów euro. I na dodatek – jak wieść niesie – był to jednorazowy strzał w siódemkę (bo w Eurojackpot wybiera się pięć liczb plus dwie).
- Kumulacja Eurojackpota to w ogóle szczególny dzień w kolekturach – powie mi później Aneta. W jej kolekturze zjawiają się wówczas szczególni wrażliwcy, odbierający znaki, mający prorocze sny. O, tych, którym się przyśniło jest najwięcej.
- Śni im się, że grają, że wygrywają. Albo we śnie otrzymują liczby, które mają skreślić – wspomni Aneta. I doda: Przed kumulacją działa psychologia: jest więcej reklam, wielka wygrana częściej rzuca się w oczy. No i siła sugestii powoduje sny o wygranej. Tak sobie dywaguję.
Z maila od Aidy Belli, rzeczniczki Totalizatora Sportowego: „Eurojackpot to gra dla tych, którzy lubią grać o bardzo wysokie kwoty. Z pewnością wielu Polaków na nią czekało. To wymarzony produkt dla tzw. graczy kumulacyjnych, którzy wchodzą do gry wyłącznie wtedy, kiedy w puli jest kilkanaście, a najlepiej kilkadziesiąt milionów złotych. Ile osób w nią gra? Nie można podać dokładnej liczby. Można natomiast powiedzieć, że im wyższa kumulacja, tym więcej osób przychodzi do kolektur i kupuje zakłady online. Od marca 2022 r. można grać dwa razy w tygodniu, we wtorki i piątki, a kumulacje mogą sięgać nawet pół miliarda złotych, co spodobało się naszym graczom i zwiększyło popularność gry”.

Sobota bez Lotto? Grzech!

W Lotto grają wszyscy. To produkt flagowy. Najstarsza gra liczbowa w Polsce. Kiedyś mówiło się szóstka w totka i tak prawie zostało. Teraz mówi się „szóstka w lotka”.
- Nie będzie przesady, jeśli powiem, że cała Polska gra w Lotto. Lotto jest w kolekturze jak oddychanie. Jak pójście na niedzielną mszę – mówi kolektorka Aneta.
Wejść do kolektury, żeby zagrać i wyjść bez lotto? Prawie grzech. Stąd Lotto zawsze jest proponowane podczas obsługi klienta. Taki standard.
Lotto traktujemy więc jak rytuał, co nie znaczy, że nie chcemy wygrać. Chcemy, tylko… nie bardzo wierzymy. Dlatego najczęściej mówimy: „A, zagram sobie, bo a nuż…”?
Rytuałem jest też, aby broń Boże, nie dziękować za życzenie wygranej. Albo – żeby kupić zakład tuż przed losowaniem. Najlepiej w ostatniej minucie. To najczęstsza miejska legenda: „Kupił kupon tuż przed zamknięciem kolektury. Dosłownie wpadł w ostatniej minucie. I wygrał!”.
Gracze z lubością powtarzają też inne miejskie legendy hazardowe. Na przykład, jak masz nieopłacony abonament, to ci nie wypłacą. Albo: jak wygrasz kumulację, to cie najpierw wyślą do psychiatry żeby sprawdzić czy jest się poczytalnym.
- Bujdy na resorach – kwituje te legendy Aneta. - W Lotto gramy, żeby pomóc szczęściu. Losowania odbywają się we wtorki, czwartki i soboty, przeważająca większość gra z plusem, bo to podwójna szansa, no i możemy mieć milion za złotówkę – wylicza.
Wśród kolektorów, najgorszy gracz (zaraz po graczu w Keno), to ten, który puszcza Lotto bez Plusa.
Obiegowa pogłoska jest taka, że w Lotto często wygrywają bogaci, bo grają systemem. A żeby grać systemem, trzeba więcej zainwestować. Niektórzy inwestują i 150 złotych dziennie. Są i tacy, którzy wydadzą 2 tysiące złotych. Oni wiedzą, jak się z pieniędzmi obchodzić. W przeciwieństwie do tych, którzy wygrywają kumulację, ale kończą jako bankruci. Statystyki mówią, że dotyczy to co czwartego wygranego.
- Pieniądze szczęście dają, tylko trzeba sobie pomóc. Trzeba być mądrym. Jak człowiek nie miał dużej ilości pieniędzy wcześniej, to nie będzie umiał się z nimi obchodzić. Jeśli ktoś taki wygra główną wygraną, to jest jak 5-latek, któremu dano automatyczny samochód do prowadzenia. Nie musi zmieniać biegów, samochód nie gaśnie, wciska się gaz i hamulec. Ale jak nie ma obycia, to się rozbije. Tak to działa – mówi Aneta.
Ludzie, którzy mają mało pieniędzy, grają mało. Trzymają się zasady, że jak ma paść, to padnie.
No i czasem wpada.
Z maila od Aidy Belli, rzeczniczki Totalizatora Sportowego: „Pamiętajmy, że gra się anonimowo. Może być tak, że jedna osoba zagra raz, ale w następnym tygodniu (np. przy wyższej kumulacji) zagra na każde losowanie w tygodniu, wstąpi do kilku ulubionych kolektur, a w każdej z nich zagra. Są też osoby, które grają zarówno online, jak i w punktach sprzedaży LOTTO. Wiele osób gra wyłącznie, gdy kumulacja wzrośnie do poziomu kilkunastu milionów złotych. Są też tacy, którzy wykupują zakłady na wiele losowań. Z badań opinii społecznej wynika, że w Lotto, czyli najpopularniejszą w Polsce grę liczbową, grywa średnio niemal co drugi dorosły Polak. Obecnie jest zarejestrowanych ponad milion graczy LOTTO online. Dane za ostatnie 12 miesięcy pokazują, że 33 procent osób grających na lotto.pl to kobiety, 67 procent to mężczyźni”.

Poniedziałek. Dzień keniarzy i mulciarzy

Kolektura w jednej z większych warszawskich dzielnic.
- Siedzą, jakby domu nie mieli – mruczy młody kolektor, z cieniem pobłażliwej ironii w kąciku ust. I głośniej: - Nawet do łazienki wyjść nie można!
Ano nie można opuścić stanowiska pracy. Tymczasem w kolekturze kilku graczy w Keno, pieszczotliwie zwanych „keniarzami”, na stojąco, to wpatruje się w ekran wiszący u sufitu, to w swoje kupony. Nie chcą przegapić losowania, które odbywa się co cztery minuty. „Keniarze” grają za 2 złote i inwestują w każdą wygraną. I mogą tak godzinami. Graja co chwilę, zmieniają strategię, a to różne liczby, a to na liczby z zerem, na przykład: 50, 40, 30, 20, 10. Jak im wpadnie „piątka” – mają 250 zł. Lubią szybkie wygrane. Ale nie daj Boże, niech się zatnie maszyna i stracą losowanie.
- Wtedy mój ulubiony gracz kolekturowy może nagle okazać się moim wrogiem, który nawet może napisać na ciebie donos – z niechęcią mówi kolektor.
Przy stoliku z kolei siedzą dwie panie. Kupiły zdrapki i teraz zawzięcie, za pomocą monety jednozłotowej, próbują „wydrapać” sobie nagrodę. Kobiety częściej wybierają zdrapki. Dlaczego? Może drapanie wydaje się im nieinwazyjne? Mogą też zdrapkę wziąć do domu, zdrapać w spokoju. Najczęściej biorą. Kolektorzy nieszczególnie zachęcają graczy do pozostawania w kolekturze. Wiedza, że gracze wrócą.
Z „mulciarzami”, czyli graczami w Multi Multi, jest inaczej. Najwięksi nałogowcy potrafią wpaść dwa razy dziennie, kupić zakład na dwa losowania – i wypaść.
Ci, co w kolekturze przestają to samotni, samotne. Żona nie żyje, mąż umarł. Syn się nie odzywa, córka wyemigrowała. A w nich rośnie potrzeba towarzystwa i rozmowy. I zarobku.
- O ile gracze w Lotto grają, żeby wygrać, a niektórzy z nich nawet nie mają pojęcia, co to jest Keno, o tyle gracze w Keno grają, żeby zarobić – opowie mi później Aneta. I doda: - Oczywiście, że przychodzą też porozmawiać. „Syn się nie odzywa”, „Córka wyemigrowała”. „Mąż zmarł na raka”. Ale najczęściej o pogodzie. Jestem mistrzem pogody. Zaczynam: „Wieje?” I słyszę: „Oj, zimno, pani, oj lód, a na Pradze ktoś się zabił…”.
Z maila od Aidy Belli, rzeczniczki Totalizatora Sportowego: „Zdrapki cieszą się popularnością wśród wszystkich pełnoletnich grający. To produkt nr 1 Totalizatora Sportowego pod względem generowanej sprzedaży. Zdrapki to produkt zróżnicowany – różny jest cykl życia zdrapek, cena losu, tematyka, wysokości głównych wygranych itp. Aktualnie najchętniej kupowane są loterie w cenie 5 zł i 10 zł. To w tych nominałach oferta Zdrapek jest największa. Jednak Zdrapki związane z jakąś ciekawą okazją (świąteczne, walentynkowe itp.) będą się najlepiej sprzedawały właśnie w okresie, którego dotyczą. Najważniejsze zdrapki będące w stałej ofercie to te z rodziny PENSJI, KRZYŻÓWEK, SUPER LINII i zdrapki z 7. Dostępne są w wielu nominałach i stanowią przekrojową kategorię adresowaną do różnych typów grających.
Według badań w Zdrapki zagrało 77 procent Polaków (kiedykolwiek) w wieku 18+. Regularnie gra w nie 27 procent, a od czasu do czasu 61 procent Polaków.

Środa. Putin na czarnej liście

- Gracze Salonów Gier na Automatach szukają schematu, który nie istnieje: mają ulubioną maszynę, na innej grać nie będą. Tylko ją chcą. Wolą więc poczekać, aż będzie wolna – mówi Aneta. Przy jej kolekturze mieści się też Salon Gier na Automatach i tu graczami w niemal 100 procentach są mężczyźni. Zazwyczaj mili, ale zdarzają się też roszczeniowi. Przychodzą codziennie, grają długo, denerwują się, gdy przegrywają i krzyczą, że muszą się odegrać. Za mocno uderzają w maszyny i Aneta musi wtedy interweniować. Oni najczęściej ukrywają przed żonami (jeśli mają żony), że grają.
Normą jest puszczenie w dwie godziny 3-4 tysiącach złotych na automatach.
Inni przychodzą raz w tygodniu, po pracy, dla relaksu, rozrywkowo. Grają za 100-200 złotych.
Jednych i drugich łączy to, że byli kiedyś w kasynie. Lubią opowiadać, ile przegrali.
No, ale Salon Gier na Automatach to nie Keno, czy inna anonimowa rozrywka, tu nie ma miękkiej miękkiej gry. Gracz musi wyciągnąć dowód, albo paszport, zarejestrować się. Jeśli jest z kraju wysokiego ryzyka i chce grać na duże kwoty, musi wypełnić specjalny kwestionariusz, skąd ma pieniądze. Kolektorzy mają też listę sankcyjną. Widnieją na niej nazwiska osób, które do Salonu nie wejdą. To osoby z krajów, gdzie nie jest przestrzegane prawo, terroryści.
- Putin u mnie by nie zagrał – mówi mi Aneta. I dodaje: - Pracujemy w branży rozrywkowej, tu każdy, kto do nas przychodzi, jest w pewnym sensie hazardzistą. Jeśli więc gracz zwróci się do mnie i powie, że ma problem z hazardem, że potrzebuje pomocy, to jestem przeszkolona, aby wskazać mu, co może zrobić, gdzie się udać, aby uzyskać pomoc.
Ale taki fakt się jeszcze nie wydarzył.
Z maila od Aidy Belli, rzeczniczki Totalizatora Sportowego: "Salonów Gier na Automatach jest ponad 1300 i ta liczba ciągle rośnie, znaczna część z nich znajduje się przy kolekturach. W Salonach Gier na Automatach dostępna jest szeroka oferta gier na automatach. Warto podkreślić, że w celu uczestnictwa w grze, a także przebywania w Salonie Gier na Automatach wymagane jest między innymi, zgodnie z Ustawą o grach hazardowych, zarejestrowanie uczestnika i potwierdzenie jego pełnoletności poprzez okazanie dokumentu tożsamości. W celu zapewnienia bezpieczeństwa klientów, w Salonach Gier na Automatach obowiązuje Regulamin Odpowiedzialnej Gry, którego mechanizmy umożliwiają samokontrolę aktywności przez grającego m.in. poprzez określenie limitów czasowych i kwotowych, które są definiowane przed rozpoczęciem gry".

Czwartek. Moja wielka kumulacja

Jedno z warszawskich centrów handlowych. W centrach handlowych mieszczą się tak zwane kolektury wysokoobrotowe, mające mnóstwo klientów. Tu grają wszyscy, bo zagrać może każdy (oczywiście jeśli skończył 18 lat i jest poczytalny). Podobnie jak w innych kolekturach, przychodzą tu po szczęście, los i przeznaczenie, ale ruch jest tak duży i wszyscy tak się spieszą, że nie ma szans na dłuższą rozmowę. Nawet zdrapkarze, którzy żadnego czwartku nie opuszczą, bo są debiuty nowych zdrapek, nie drapią wygranej na miejscu, tylko zabierają do domów.
Wracam do kolektury, w której pracuje Aneta.
- Uważam, że granie w Lotto jest romantyczne – mówi Aneta. - Jak się idzie do piekarni po chleb, to się go kupuje i wychodzi. Jak się wchodzi do kolektury lotto, to bierzesz ze sobą pieniądze i emocje i wychodzisz z szansą na grube miliony.
Aneta przypomina podstawową zasadę: żeby wygrać, trzeba grać. A czasem trzeba zainwestować. Są tacy, którzy grają od 20-30 lat i ani razu nie wygrali. Niestety, to się może zdarzyć. Niektórzy urodzili się po to, żeby wygrywać. I mogą to odnieść do wielu dziedzin w życiu. Szczęściarze!
Można więc grać całe życie i nic nie wygrać, a można zagrać raz i zgarnąć główną kumulację. Minus podatek. Podatek od wygranej wynosi 10 procent.
Warto wiedzieć, że jeśli główna wygrana padła w Warszawie, to odebrać wygraną możemy też w innej stolicy województwa, gdzie mieści się Oddział Totalizatora Sportowego.
I jeszcze jedna ważna sprawa: Z każdych 4 złotych, które wydamy na Lotto (z Plusem) – 80 groszy przekazywane jest na sport i kulturę. Nawet jeśli nie wygrałeś, nie wygrałaś – to wszyscy wygrywamy, bo część pieniędzy idzie na pożyteczne cele.
Z maila od Aidy Belli, rzeczniczki Totalizatora Sportowego: „O wzroście popularności produktów Totalizatora Sportowego najlepszej świadczy fakt, że z roku na rok bijemy własne rekordy sprzedaży, dzięki czemu coraz więcej pieniędzy trafia na rozwój sportu i kultury”.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.