Komisarz Maciejewski na Zamku

Czytaj dalej
Fot. MG/archiwum
Sławomir Skomra

Komisarz Maciejewski na Zamku

Sławomir Skomra

Rozmowa z Łukaszem Witt-Michałowskim, uznanym reżyserem teatralnym, który właśnie przygotowuje kolejną premierę. Będzie to „Pogrom w przyszły wtorek”, retro-kryminał Marcina Wrońskiego. Bohaterem popularnego cyklu powieści jest lubelski komisarz Zyga Maciejewski.

Nie ukrywajmy tego, czuję Pan miętę do Marcina Wrońskiego i jego prozy.
Bo jest stąd, jest lubelski, ja też jestem stąd. Uważam, że teatr powinien być osadzony w konkretnym miejscu. Żeby na spektakle przychodzili ludzie stąd i zobaczyli opowieść o swoim miejscu.

Poza tym znam Marcina od dawna, Poznaliśmy się w 1992 roku, kiedy próbowałem coś pisać i na jednym z konkursów literackich Marcin był w jury i przyznał mi pierwszą nagrodę. Bardzo się ucieszyłem, ale Marcin potem mi przyznał, że generalnie poziom konkursu był dosyć słaby. Potem straciliśmy kontakt na 18 lat. Spotkaliśmy się ponownie, gdy wpadłem na pomysł wystawienia „Córki złotnika” i zleciłem Marcinowi napisanie „Pięknej Złotniczarki”.

Nad „Pogromem w przyszły wtorek” zaczęliśmy pracować jakieś trzy lata temu i teraz chcemy z tego zrobić wielkie wydarzenie.

W Lublinie dzieje się wiele fenomenalnych rzeczy, a niestety nie wszystkie przebijają się na skalę ogólnopolską. Z „Pogromem” chcemy wejść w Polskę, ale cały czas grając go w Lublinie. Uważam, że to może być dobry produkt turystyczny.

Dlaczego wybór padł akurat na „Pogrom w przyszły wtorek”?
Wydaje mi się, że to najpoważniejsza część cyklu o komisarzu Maciejewskim. Dotyczy ważnego problemu - powojennych pogromów ludności żydowskiej.

Obchodzimy właśnie 700-lecie Lublina i z tej okazji warto przypomnieć, że w Lublinie takich pogromów nie było. Udało się tego uniknąć. Być może ludzie tutaj mieszkający są jacyś inni niż w miejscowościach, gdzie dochodziło do pogromów.

Poza tym Zamek Lubelski. Przecież w powieści Zyga Maciejewski w 1945 roku opuszcza więzienie na Zamku, to gdzie to wystawić, jak nie na Zamku?

Do tej pory nikt nie wykorzystał w pełni dziedzińca Zamku jako przestrzeni teatralnej. Były pewne próby, były tu grane spektakle wyprodukowane poza Lublinem, ale nie było miejscowej produkcji. Jesteśmy pierwsi, którzy to zrobią na taką skalę i aktywnie włączając Zamek do przedstawienia.

Kiedy premiera?
14 lipca. „Pogrom” będziemy też grali 15 i 16 lipca. Wszystko na zamkowym dziedzińcu, pod gołym niebem. Dlatego jesteśmy zdani na łaskę pogody, nie chciałem zadaszać dziedzińca. Z jednej strony byłoby to szalenie drogie, z drugiej nie dałoby się w pełni wykorzystać tej przestrzeni Zamku.

Na razie stać nas na wystawienie trzech spektakli, ale chcemy żeby „Pogrom” był grany regularnie. Zabiegamy o sponsorów i być może uda się to zorganizować.

Bo trzeba powiedzieć, że to wręcz megaprodukcja teatralna.
Nie tylko teatralna, bo też filmowa. Sceny, których nie da się wystawić w przestrzeni teatralnej, nagraliśmy.

Podczas spektaklu będą sceny filmowe, ale nie takie zwykłe, tylko interaktywne. Postać z przestrzeni teatralnej będzie rozmawiała z postacią z filmu i na odwrót. Postać teatralna będzie też wchodziła do filmu. Trochę jak w „Ucieczce z kina wolność”.

Z części filmowej jestem bardzo zadowolony. Wielka w tym zasługa Norberta Rudasia i Veny Art. Na planie filmowym to on był pierwszym reżyserem, a ja drugim. W części teatralnej jest na odwrót,

Wkład Norberta to nie tylko techniczne nakręcenie filmu, ale też rzetelna praca reżyserska.

Muszę przyznać, że praca na planie filmowym była dla mnie nowością, Zaskoczyło mnie, jak operując kadrem jeden pokój może się stać kilkoma innymi pokojami. Tego w teatrze bym nie zrobił.

Myśli Pan, że zagorzali fani komisarza Maciejewskiego przyjmą w tej roli Przemysława Sadowskiego?
Jak dla mnie Przemek jest Maciejewskim. Czytelnik może mieć inne wyobrażenie, bo np. jak się mówi o serialu o Zydze, to pada nazwisko Roberta Więckiewicza, ale w teatrze nie interesuje mnie ilustrowanie powieści. Chcę czegoś więcej.

Poza tym lubię pracować z Przemkiem. Nie ma w nim nic z gwiazdora i charakteryzuje go - rzadko dziś spotykany - etos pracy. Jest niczym koń Bokser z „Folwarku zwierzęcego”. Była taka sytuacja, że podczas jednego dnia zdjęciowego nie była potrzebna obecność Przemka, bo Zygę miał grać dubler. Ale Przemek przyjechał na plan i powiedział, że dubler nie wchodzi w rachubę.

Czytelnik może też mieć obiekcje do majora Grabarza. Norbert Rudaś mnie uczulał, że przecież w powieści Grabarz ma łysą czaszkę, a u mnie ma włosy i gra go Mirosław Zbrojewicz.

Tak na marginesie to major Grabarz jest bardzo ciekawą postacią. Ubek który wyciąga Zygę z więzienia i zleca mu zadanie zapobiegnięcia pogromowi. Z jednej strony Grabarz to sk...yn jakich mało, ale żadnych pogromów na jego terenie ma nie być, a ma być cisza w mieście jak na sumie w kościele.

Właściwie, jakby się zastanowić, to pogromu w powieści udało się uniknąć dzięki Grabarzowi.

Nie wiem, czy czytelnik też tak odebrał powieść, ale o to właśnie chodzi. Spektakl będzie konfron-tacją wyobrażeń czytelnika z tym, co zobaczy na scenie.

Co jest najtrudniejsze w wystawieniu powieści kryminalnej?
Oprócz spraw logistyczno-finansowych? Dużo. Generalnie razem z Marcinem musieliśmy okroić wątki. Powstało chyba osiem wersji scenariusza i w każdej było coraz mniej postaci, a jednocześnie nie mogliśmy powieści wykastrować. Trzeba też na język teatru przełożyć książkowe opisy i generalnie narratora. To co „mówi” w książce narrator, na scenie musimy zamienić w obraz lub dialog. Dlatego Marcin musiał trochę podopisywać.

Rozmawiał Sławomir Skomra

Sławomir Skomra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.