Musk kupił Twittera. Ptak będzie wolny czy trafi do klatki?

Czytaj dalej
Fot. fot. OLIVIER DOULIERY/AFP/East News
Kacper Rogacin

Musk kupił Twittera. Ptak będzie wolny czy trafi do klatki?

Kacper Rogacin

Elon Musk rozpoczął panowanie na Twitterze w swoim stylu. Mimo wielkiej fali krytyki miliarder zapewnia, że platforma będzie w końcu przestrzenią całkowitej wolności słowa.

Ptak jest na wolności - to pierwsze słowa, jakie miliarder Elon Musk napisał na Twitterze po zakupieniu tej platformy. Sekundę po opublikowaniu tego wpisu rozpętał się pod nim prawdziwy huragan.

Wielka rzesza internautów przyjęła Muska niemal jak zbawiciela, który naprawi portal - ich zdaniem - przesiąknięty do cna absurdalną poprawnością polityczną. Ale równie duża grupa osób jest święcie przekonana, że Musk doprowadzi do przekształcenia Twittera w przestrzeń zdominowaną przez hejt, nienawiść i wszechobecne fake newsy.

Tak wielki rozstrzał w reakcjach jest bez wątpienia pokłosiem wpisów, wypowiedzi i zachowań Muska. Najbogatsi ludzie świata są nierzadko ekscentrykami, ale Elon Musk przebija pod tym względem chyba wszystkich swoich kolegów „po fachu”. Jednak czy to automatycznie oznacza, że nie będzie potrafił zarządzać platformą taką jak Twitter?

Kto bardziej nie dotrzymał umowy?

Zakupowa telenowela z Elonem Muskiem w roli głównej rozpoczęła się 25 kwietnia tego roku, kiedy miliarder zawarł z zarządem Twittera umowę dotyczącą zakupu platformy. Jednym z postanowień dokumentu był punkt, w którym obie strony zobowiązywały się do wypłaty odszkodowania w wysokości do 1 miliarda dolarów, gdyby z czyjejś winy transakcja nie została sfinalizowana. W przypadku Muska obowiązek zapłaty kary wchodził w życie, gdyby nie udało mu się zebrać wymaganych środków na zakup przedsiębiorstwa. Z kolei Twitter miał zapłacić odszkodowanie, gdyby nie wywiązał się z postanowień umowy.

Wydawało się wtedy, że nabycie portalu przez miliardera jest kwestią dni, może tygodni. Ale czas mijał, a nad siedzibą Twittera w San Francisco wcale nie pojawiał się biały dym.

Na początku lipca Musk ogłosił nagle, że wycofuje się z zakupu platformy. Twierdził, że zarząd Twittera nie podał mu dokładnych informacji dotyczących liczby nieprawdziwych, „fejkowych” kont na platformie, co było jednym z warunków sfinalizowania transakcji. Według oficjalnych danych liczba spamerskich kont wynosi 5 proc. wszystkich użytkowników Twittera, natomiast Musk twierdził, że może to być nawet 20 proc.

Zarząd firmy kategorycznie odrzucił zarzut sformułowany przez Muska i natychmiast pozwał miliardera do sądu, domagając się finalizacji transakcji na ustalonych w kwietniu warunkach. Obie strony wynajęły najlepsze kancelarie prawne, które miały zapewnić im zwycięstwo w sądzie (oraz miliard dolarów odszkodowania).

I kiedy wszyscy nastawiali się na wielomiesięczną sądową batalię, Musk zaskoczył po raz kolejny. Nieoczekiwanie stwierdził, że jednak kupi Twittera za ustalone pierwotnie 44 miliardy dolarów, ale potrzebuje czasu na zebranie funduszy.

Sąd w Delaware, przed którym miała odbywać się rozprawa, przystał na jego wniosek i przesunął datę rozpoczęcia procesu z 17 na 28 października. W tym czasie Musk faktycznie zgromadził brakujące miliardy i dopiął transakcję.

Skąd wytrzasnąć 44 miliardy dolarów?

Dlaczego jednak Elon Musk, którego majątek jest dziś wart ok. 208 miliardów dolarów, potrzebował czasu na znalezienie „zaledwie” 44 miliardów na zakup Twittera? Wszystko przez to, że pieniądze wcale nie miały pochodzić z jego prywatnego rachunku. Nie jest zresztą nawet pewne, czy tyle pieniędzy „w gotówce” Musk w ogóle posiada.

Jego gigantyczny majątek jest bowiem w znacznej mierze skumulowany w akcjach Tesli i SpaceX - dwóch należących do niego firm. Miliarder mógł co prawda sprzedać część akcji, ale byłby to proces skomplikowany i czasochłonny. Postanowił więc pozyskać jak najwięcej środków z innych źródeł.

Część transakcji miała pokryć pożyczka, którą Musk zaciągnął wiosną na kwotę 12,5 mld dolarów, zabezpieczając ją akcjami Tesli. Problem w tym, że wkrótce cena akcji tej firmy spadła o ponad 20 procent, co spowodowało, że urodzony w Pretorii Elon musiał nagle wyczarować kilka dodatkowych miliardów. Ostatecznie udało mu się zebrać tę kwotę.

Musk postanowił też poszukać innych przeraźliwie bogatych biznesmenów, którzy zechcieliby zainwestować w Twittera. Znalazł ich bez większego problemu.

Larry Ellison, jeden z założycieli firmy Oracle, wyłożył z własnej kieszeni miliard dolarów. Połowę tej kwoty Musk uzyskał od właścicieli największej na świecie giełdy kryptowalut - Binance. Nieco mniej, bo 375 milionów dolarów postanowiło zainwestować Quatar Holding, powiązane z katarskim rządem. Współpraca z tą instytucją wzbudziła głosy sprzeciwu organizacji zajmujących się prawami człowieka, gdyż Katar jest oskarżany o wielokrotne ich łamanie.

Największe kontrowersje wybuchły jednak, gdy na jaw wyszła rola saudyjskiego księcia Alwaleeda bin Talala w całej operacji. Okazało się, że posiada on akcje Twittera o wartości 1,9 mld dolarów, co czyni go dziś drugim największym udziałowcem w firmie.

Po ujawnieniu tej informacji senator Partii Demokratycznej Chris Murphy wezwał rząd federalny do wszczęcia dochodzenia ws. potencjalnie zagrożonego jego zdaniem bezpieczeństwa narodowego.

- Saudyjczycy, którzy mają swój interes we wpływaniu na amerykańską politykę, są teraz drugim największym udziałowcem wielkiej platformy społecznościowej. To powód do niepokoju - stwierdził Murphy.

Trump gratuluje, choć nie wróci na Twittera

Zdaniem krytyków Elona Muska, wsparcie Arabii Saudyjskiej przy przejęciu Twittera jest ostatecznym dowodem na to, że platformę czeka cenzura, a wolność słowa zostanie na Twitterze ograniczona lub nawet zakazana.

Sam Musk twierdzi natomiast, że on tę wolność chce przywrócić, a przejawem łamania praw i wprowadzania cenzury było m.in. zbanowanie prezydenta Donalda Trumpa, który po wydarzeniach na Kapitolu w styczniu 2021 roku otrzymał permanentny zakaz korzystania z platformy.

Nowy właściciel Twittera zapowiedział, że odblokuje konto Trumpa, ale ten odparł, że wcalenie ma zamiaru powracać.

- Lubię Elona. Kocham prawdę. Twitter znalazł się w zdrowych rękach, ale ja zostaję na Truth - stwierdził Trump. Truth, czyli po angielsku „prawda”, to odpowiednik Twittera, założony właśnie przez byłego prezydenta USA.

Jedną z pierwszych decyzji Muska po zakupie Twittera było zwolnienie trójki czołowych pracowników firmy - dyrektora generalnego Paraga Agrawala, dyrektora finansowego Neda Segala oraz szefowej polityki prawnej, zaufania i bezpieczeństwa - Vijayi Gadde. To ona miała stać za decyzją o zablokowaniu konta Donalda Trumpa. W przeszłości Musk - jeszcze przed zakupem firmy - wielokrotnie krytykował jej działania.

Wielka draka o osiem dolarów

Pożegnanie dyrektorów było jedynie wstępem do wielkiej fali zwolnień, którą Musk przeprowadził w kupionym przez siebie przedsiębiorstwie. W ostatnich dniach pracę w Twitter Inc. straciła niemal połowa ze wszystkich 7500 pracowników firmy. Nowy właściciel twierdził, że jest to niezbędny krok do obniżenia kosztów i naprawienia sytuacji finansowej Twittera.

Co ciekawe, kilkudziesięciu pracowników zwolniono... przez pomyłkę. Bloomberg poinformował, że wypowiedzenia przesłano „z rozpędu” również osobom, które były niezbędne do funkcjonowania platformy. Po kilku dniach zostali oni poproszeni o powrót do pracy.

Wzburzenie wywołała też decyzja o wprowadzeniu płatnej usługi weryfikacji, która ma kosztować osiem dolarów miesięcznie. System został już przyjęty w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii, ale ma być docelowo rozszerzony na resztę krajów.

Użytkownik, który zdecyduje się na jego wykupienie, ma otrzymać znaczek weryfikacji, a jego tweety i odpowiedzi pod wpisami innych mają dzięki temu być lepiej pozycjonowane i częściej wyświetlane pozostałym internautom. Aktywiści - głównie lewicowi - alarmują, że może to być pierwszy krok ku cenzurowaniu Twittera.

Sam Musk nic sobie nie robi z tego typu głosów i uparcie twierdzi, że pod jego rządami Twitter będzie platformą wolności słowa, ale pozbawioną przemocy, nękania i hejtu.

Kacper Rogacin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.