Poparzył dłonie tankując gaz na stacji paliw

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Czytelnika
Wojciech Tatara

Poparzył dłonie tankując gaz na stacji paliw

Wojciech Tatara

Kierowca twierdzi, że zaciął się pistolet przy dystrybutorze i gaz zaczął wydobywać się na zewnątrz. Kierownictwo stacji paliw w Dębicy tłumaczy, że do tankowania auta gazem zawsze można wezwać pracownika.

Piotr Ozga jechał z Dębicy samochodem do domu w Jarosławiu. Przed podróżą postanowił zatankować swój pojazd na stacji paliw przy ul. Kosynierów Racławickich.

Bałem się, że dojdzie do wybuchu

- Było około godziny 22. Zajechałem pod dystrybutor z gazem. Chwilę czekałem, aż wyjdzie pracownik, aby pomóc zatankować. Nikt nie wychodził, więc sam podpiąłem końcówkę z dystrybutora do samochodu i rozpocząłem tankowanie. Nagle pistolet się wypiął. Gaz zaczął wylatywać na zewnątrz pod ogromnym ciśnieniem. Do budynku było około 20 metrów, w pobliżu jest ulica. Gaz było czuć w powietrzu. Bałem się, że ktoś pójdzie ulicą, rzuci niedopałek i dojdzie do eksplozji. Postanowiłem za wszelką cenę odłączyć dopływ gazu, jednak pistolet od dystrybutora się zablokował - opowiada pan Piotr.

Ostatecznie mężczyźnie udało się odblokować pistolet i odłączyć wydobywający się gaz. Jednak strumień z dystrybutora sięgnął jego dłoni powodując oparzenia odmrożeniowe.

- Nikt z pracowników nie zainteresował się, co się stało. Widzieli moje dłonie, jak płaciłem za paliwo i jak w toalecie płukałem ręce. Przecież taka sytuacja to igranie z ogniem. Ja miałem problemy, aby odłączyć dopływ gazu. Co by było, gdyby na moim miejscu znalazła się kobieta i spanikowała. Rozumiem oszczędności, ale gaz powinien tankować pracownik stacji - mówi Ozga.

Jego dłonie następnego dnia pokryły bolesne pęcherze. Lekarz skierował go na 14 dni chorobowego diagnozując poparzenia II stopnia.

Wystarczyło zadzwonić dzwonkiem

Autogaz to mieszanka sprężonego propanu i butanu. Z dystrybutora do zbiornika w samochodzie podawany jest w fazie ciekłej. Propan w temperaturach plusowych odparowuje bardzo gwałtownie. Eksperci tłumaczą, że to tak, jakby na rozżarzony blat chlupnąć wodą. Ludzkie ciało jest dla tego gazu jak rozgrzany do czerwoności blat. Do odparowania gaz potrzebuje ciepła, które pobiera ze skóry, powodując obumarcie komórek pod wpływem gwałtownego ochłodzenia.

Kierownictwo stacji uważa, że do wypadku doszło przez nieuwagę klienta.

- Przy dystrybutorze z gazem jest dokładna instrukcja obsługi. Gdyby ten pan się do niej stosował, nic złego by mu się nie stało. Zresztą po zatankowaniu nie zgłosił tego zdarzenia pracownikowi naszej stacji. Jeśli ktoś obawia się samemu tankować albo nie umie tego robić, to może w każdej chwili wezwać obsługę. Obok dystrybutora jest dzwonek, wystarczy zadzwonić i pracownik zatankuje gaz klientowi - mówi Joanna Ździebko, kierowniczka stacji paliw przy ulicy Kosynierów Racławickich w Dębicy.

Nie wszędzie jest samoobsługa

Samoobsługa przy tankowaniu gazu jest możliwa dzięki rozporządzeniom ministra gospodarki i transportu z 2013 roku. Przepisy mówią, że kierowcy mogą tankować LPG do swoich samochodów samodzielnie pod warunkiem, że stacja posiada bezpieczne dystrybutory.

Gaz samemu można tankować nie tylko na dużych stacjach sieciowych. Coraz częściej taką możliwość dają też mniejsze stacje, choć raczej preferują jednak obsługę przez fachowców.

- Mamy gotowy nowoczesny dystrybutor skierowany pod kątem tankowania przez klientów. Jednak nie zdecydowaliśmy się ostatecznie na takie rozwiązanie. Gaz do samochodów tankuje nasz wykwalifikowany pracownik - mówi Jacek Żuczek ze stacji Źródełko w Rzeszowie.

Pan Piotr zastanawia się, czy nie domagać się od stacji z Dębicy zadośćuczynienia za to, co go spotkało.

Wojciech Tatara

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.