Karina Obara

Popularność ADHD a wyścig szczurów? Niewykluczone, że jedno nie może istnieć bez drugiego

Dr Michał Wróblewski: - Rośnie liczba osób z ADHD Fot. archiwum prywatne Dr Michał Wróblewski: - Rośnie liczba osób z ADHD
Karina Obara

- Dobrze, że nadpobudliwe dzieci przestały być postrzegane jako zwyczajnie niegrzeczne, bo można im pomóc - mówi dr Michał Wróblewski, socjolog i filozof z UMK, autor książki „Medykalizacja nadpobudliwości”.

Kiedyś, gdy dziecko wierciło się niespokojnie, mówiono, że to żywe srebro i albo akceptowano je takim, jakie jest, albo dostawało często lanie. Teraz nadpobudliwe dziecko przez wielu uważane jest za chore. Słusznie?

Zgodnie z etiologią ADHD, nadpobudliwość, powiązana jest silnie z biologią i czynnikami genetycznymi. Chociaż badania nad przyczynami tego zaburzenia bywają krytykowane, to w rzeczywistości trudno zaprzeczyć, że coś jest na rzeczy. ADHD jest chyba najlepiej przebadanym zaburzeniem psychicznym występującym wśród dzieci i młodzieży. Z tej perspektywy to dobrze, że nadpobudliwe dzieci przestały być postrzegane jako zwyczajnie niegrzeczne, bo można im pomóc. Z drugiej strony w niektórych przypadkach ADHD bywa zbyt często rozpoznawane. Tak zdarza się w Stanach Zjednoczonych, w których duża część dzieci jest diagnozowana na to zaburzenie. Niektórzy uważają, że zbyt duża. Bierze się to między innymi z faktu, że rozpoznanie kliniczne jest bardzo trudne, a kryteria diagnostyczne pozostawiają duże pole do interpretacji.

W jaki sposób nadpobudliwe zachowanie z czasem zaczęło być symptomem zaburzenia psychicznego?

W swojej książce pokazuję, że był to długi proces. W świecie medycznym o nadpobudliwych dzieciach zaczęto mówić na początku XX wieku w Wielkiej Brytanii. Od tamtego czasu zmieniały się nazwy i sposoby terapii. Uważano np., że nadpobudliwość to wynik wpływu środowiska społecznego czy złej diety opartej na barwnikach i konserwantach. Dziś uważa się, że ADHD to zaburzenie neurorozwojowe o podłożu genetycznym, którego objawy można zredukować terapią farmakologiczną bądź interwencjami o charakterze psychospołecznym. Z socjologicznego punktu widzenia ADHD jest zaburzeniem, ponieważ różni ludzie uważają nadpobudliwość za symptom problemu ze zdrowiem psychicznym i tak też je traktują. Lekarze - bo wiedzą jak ADHD rozpoznawać i leczyć; i rodzice - bo o ADHD dużo mówi się w mediach czy w szkołach, do #których chodzą ich dzieci. Istnieją też stowarzyszenia i organizacje pozarządowe zajmujące się nadpobudliwością. Wszystko to sprawia, że ADHD obecne jest w wielu przestrzeniach społecznych, nie tylko w gabinetach lekarskich. Z grubsza rzecz biorąc na tym polega proces medykalizacji #- zjawiska czy zachowania, których nie kojarzyliśmy z problemami zdrowotnymi, zaczynają na wielu poziomach społecznej praktyki być traktowane jako coś, co wymaga medycznej interwencji.

Kilka lat temu w mediach pojawiły się informacje, że autor pojęcia ADHD u schyłku życia zaprzeczył, że istnieje w ogóle coś takiego. Wielu poczuło się oszukanych.

Jest to nie do końca prawda. Chodzi o wywiad Leona Eisenberga, amerykańskiego psychiatry, który był pionierem psychofarmakologii dziecięcej. Eisenberg w wywiadzie dla niemieckiego magazynu „Der Spiegel” powiedział, że ADHD bywa zbyt często diagnozowane, na czym korzystają koncerny farmaceutyczne. Rzeczywiście, Eisenberg pod koniec życia był krytyczny wobec współczesnej psychiatrii, która chce wyjaśniać wszystko za pomocą genów i biologii, i która jest pod dużym wpływem koncernów farmaceutycznych. Nie uważał jednak, że ADHD nie istnieje. Prawdą jest to, że w niektórych kontekstach zbyt łatwo szafuje się etykietką ADHD i dokonuje zbyt pochopnych rozpoznań, co przyznają sami psychiatrzy. Ale jest to przypadek bardziej Stanów Zjednoczonych. Sprawa Eisenberga jest ciekawa z innego powodu i skupiam się na niej w książce. ADHD do dziś jest bowiem uważane za zaburzenie kontrowersyjne. Wiąże się to zarówno z faktem, że nie wiemy w 100 proc., jakie są przyczyny tego zaburzenia i nie mamy również niezawodnego testu diagnostycznego. Duży opór społeczny budzi też kwestia terapii farmakologicznej. Leki na ADHD to stymulanty, których działanie przypomina amfetaminę. Moi respondenci opowiadali mi o rodzicach, którym aptekarze odmawiali zrealizowania recepty, gdyż uważali, że nie można faszerować dzieci narkotykami. Z mojego rozeznania wynika jednak, że Polska różni się od Stanów Zjednoczonych - w naszym kraju terapia farmakologiczna nie jest raczej nadużywana. Czasami jest niezbędna w poradzeniu sobie z nadpobudliwością.

Na pewno jednak mamy do czynienia z niecierpliwymi dziećmi, tak jak z niecierpliwymi dorosłymi. Czy takich bardziej pobudzonych jest obecnie więcej niż przed laty?

Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Wielu lekarzy odpowiedziałoby, że generalnie nadpobudliwe dzieci istniały zawsze, ale kiedyś po prostu nie uważaliśmy tego za problem. Z drugiej strony statystyki pokazują, że rośnie liczba osób ze stwierdzonym ADHD, i to nie tylko w Stanach Zjednoczonych. W Polsce również mamy do czynienia ze wzrostem liczby diagnoz od 2009 roku, ale #nie jest to wzrost lawinowy. Z socjologicznego punktu widzenia interesujące jest to, że kryteria diagnostyczne zmieniały się w taki sposób, aby obejmowały coraz większą grupę ludzi. W przeszłości diagnozowano jedynie dzieci, dziś diagnozuje się i dzieci, i dorosłych.

Do jakich wniosków pan jeszcze doszedł śledząc zjawisko nadpobudliwości?

Nie spodziewałem się, że ADHD jest tak silnie powiązane z kontekstem edukacyjnym. W #Stanach Zjednoczonych nadpobudliwością zainteresowano się na dużą skalę, ponieważ USA przegrywały wyścig zbrojeń ze Związkiem Radzieckim. By coś z tym zrobić, zaczęto naprawiać system edukacyjny. Podjęto wówczas wiele działań, by zidentyfikować główne problemy uczniów. I wtedy nadpobudliwość stała się ważnym problemem, a nadpobudliwe dzieci identyfikowane jako ktoś potrzebujący profesjonalnej pomocy. Moi respondenci opowiadali mi, że problemy w szkole są główną motywacją dla rodziców do poszukiwania pomocy w poradniach i gabinetach psychiatrycznych. Być może „popularność” ADHD jest jakoś związana z edukacyjnym wyścigiem szczurów, który zaczyna się nierzadko już w szkole podstawowej.

Czyli oznaczałoby to, że to my, dorośli, robimy to naszym dzieciom, stawiając zbyt wysokie wymagania?

Niewykluczone. Osoby, z którymi rozmawiałem, mówiły mi, że to, że dziecko źle się uczy, jest podstawowym bodźcem do szukania pomocy. Nie to, że źle się zachowuje w domu, ale bariery edukacyjne. Psychiatrzy też opowiadali mi o rodzicach wymuszających diagnozę, która miała przyczynić się później do udogodnień edukacyjnych dla dziecka.

Pamiętam, że proces zmiany mojego syna, który też jako nastolatek przejawiał cechy nadpobudliwości, zaczął się wtedy, gdy zajęłam się bardziej sobą niż nim. Gdy zaczęłam być uważna wobec swoich potrzeb, stałam się uważniejsza na jego potrzeby. Przemęczeni i przepracowani rodzice, to dziecko zostawione samo sobie, często przy komputerze.

Są dzieci, które wymagają opieki psychiatrycznej i może im pomóc terapia farmakologiczna. Ale nie idźmy też w stronę, że lekarz zawsze ma rację. Może wystarczy psychoterapia? Tendencja, aby medykalizować zachowania dzieci może być problemem rodziców, którzy chcą mieć tzw. święty spokój. Dojście do prawdziwego problemu zajmuje o wiele więcej czasu i wymaga zaangażowania i zmiany postrzegania u całej rodziny. Ostrożny byłbym, jeśli chodzi o czytanie książek dotyczących wychowania, które często są tłumaczone z języka angielskiego. Zachowania tam opisane dotyczą innej strefy kulturowej, zwykle amerykańskiej, są oderwane od kontekstu polskiego, wschodnioeuropejskiego. Istotną różnicą jest postrzeganie dzieciństwa w Stanach Zjednoczonych i Polsce. Tam jest o wiele silniejszy nacisk na edukację, aby wychować dziecko na championa. W Stanach psychiatria jest bardzo zbiologizowana - na dolegliwości daje się lek, u nas bardziej się terapeutyzuje, bierze pod uwagę kontekst psychospołeczny.

Ale też psychiatrów mamy niewielu.

To prawda. Jest ich ok. 300 w Polsce i przez to pomoc psychiatryczna jest bardzo ograniczona. Za to mamy mnóstwo organizacji pozarządowych, które zajmują się zaburzeniami psychicznymi. Do nich warto się zwracać po pomoc.

A dlaczego w ogóle zainteresował się pan tym tematem naukowo?

W swoich badaniach zajmuję się tym, jak medycyna i technologia wpływają na społeczeństwo. Wiedza medyczna nie tylko pomaga nam uporać się z naszymi problemami, ale również wpływa na to, jak myślimy o swojej tożsamości czy relacjach z innymi. Dotyczy to też psychiatrii, a ADHD jest tego dobrym przykładem. Taka diagnoza to nie tylko prosta informacja o stanie naszego zdrowia, to również coś, co może zmienić nasze życie codzienne. Chciałem się ponadto dowiedzieć, dlaczego ADHD wywołuje tak duże kontrowersje? Jak ustosunkowują się do niego psychiatrzy, psychologowie czy nauczyciele? Fascynujące było dla mnie również to, jak ADHD stało się jedną z bardziej rozpoznawalnych jednostek psychiatrycznych i skąd wzięła się społeczna popularność tej etykietki. Odkryłem, że szkoła w Polsce nie jest miejscem, gdzie kreatywność się nagradza. Wręcz przeciwnie. I to może być wskazówką dla tych, którym dobro dzieci i młodzieży leży na sercu.

Karina Obara

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.