Powstanie Wielkopolskie rodziło się w listopadzie!

Czytaj dalej
Fot. Foto Elite J. Puciński
Grzegorz Okoński

Powstanie Wielkopolskie rodziło się w listopadzie!

Grzegorz Okoński

Piątek, 27 grudnia 1918 roku nie był pierwszym dniem, gdy Polacy w Poznaniu chwycili za broń i rozpoczęli zwycięskie Powstanie Wielkopolskie. W połowie listopada zbrojnie opanowali fort na Górczynie i dokonali "zamachu" na ratusz...

Dziś wiemy, że Powstanie Wielkopolskie było zaplanowanym zrywem, rozgrywanym nie tylko w ogniu dział i błysku bagnetów, lecz także na mapach sztabowych, że w trakcie walk istniały prawdziwe fronty, użyto lotnictwa, gazów, pociągów pancernych, ognia artylerii czy broni maszynowej. Ale armia wielkopolska nie wzięła się z powietrza - była przygotowywana i kompletowano dla niej uzbrojenie dosłownie pod okiem pruskiej policji...

Prawdę mówiąc, w Poznaniu lont grudniowej bomby zaczął się wyraźnie iskrzyć już w listopadzie 1918 roku. Był jednak umiejętnie maskowany przez Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, utworzony 14 listopada 1918 roku. Z jednej strony uświadamiał Polaków, że trzeba wykorzystać niemiecką rewolucję, a do Rad Robotniczych i Żołnierskich trzeba wprowadzać żołnierzy - Polaków, którzy mieliby stopniowo w nich dominować. Z drugiej zaś strony uspokajał władze pruskie: o żadnym powstaniu nie może być mowy, czekamy na werdykt konferencji pokojowej.

Efekt był taki, że gdy zachodzący do ulubionych piwiarni Polacy rozmawiali nad kuflami piwa, że Francja popiera mający niechybnie nastąpić desant Błękitnej Armii z okrętów francuskich w Gdańsku (a ci żołnierze mieliby wesprzeć zryw na wszystkich polskich ziemiach zaboru pruskiego), to obok nich, o poznański bruk stukały buty patroli coraz liczniejszej wojskowej formacji o charakterze porządkowym - Służby Straży i Bezpieczeństwa, której batalion w przeddzień wybuchu Powstania liczył sobie trzy tysiące żołnierzy w dziewięciu kompaniach. Niestety, tylko co trzeci miał broń. Inni Polacy wyszkoleni wojskowo byli cennym nabytkiem dla Straży Ludowej - składającej się według różnych źródeł od 2650 do 4800 osób w Poznaniu, a młodzież wstępowała do „Sokoła”, uczęszczała na spotkania grup o groźnych nazwach „Biały Orzeł”, „Czarna Ręka”, czy „Wolni Strzelcy” bądź w skautowskim mundurach ćwiczyła się w obsłudze zbieranej broni czy w służbie łączności i dozoru.

Dość powiedzieć, że już 13 października 1914 roku (cztery lata przed Powstaniem!) Poznań miał swoją młodzieżową niepodległościową bojówkę „Sęp”, a w tymże roku funkcjonowały już trzy młodzieżowe drużyny strzeleckie liczące w sumie co najmniej stu kilkunastu członków. Z każdym dniem atmosfera gęstniała i było wiadomo, że dozbrojnego starcia prędzej czy później musi dojść - nie ma innego wyjścia.

Poznańska twierdza
Doskonale wiedzieli o tym Niemcy, którzy w Poznaniu jeszcze przed wojną zainstalowali wyjątkowo silną załogę: stacjonował tu sztab V Korpusu pod generałem Fritzem von Bock und Polach i szefem sztabu generałem Hermanem Schimmelpfenigiem, a także załoga twierdzy Poznań z generałem Hermanem von Hahn na czele. Stąd kierowano rozkazy do dwóch dywizji piechoty, dwóch brygad piechoty i do pojedynczych brygad artylerii polowej, kawalerii i żandarmerii. Podejść do miasta strzegło osiemnaście fortów. Dość powiedzieć, że w Poznaniu stacjonowały trzy pułki piechoty, dwa pułki artylerii, pułk kawalerii, pułk lotniczy, nie licząc jednostek transportowych, taborowych, saperów, pomocniczych czy pospolitego ruszenia - Landsturmu.

W 1914 roku w poznańskiej twierdzy służbę pełniło od 12 do 15 tysięcy żołnierzy i choć wielu wymaszerowało później na wojnę, w 1918 roku ponownie do miasta ściągnięto wiele oddziałów. Można oszacować, że w ostatnich dniach grudnia załoga twierdzy Poznań liczyła około 5 tysięcy żołnierzy, w tym jedna czwarta - polskiego pochodzenia. Ale ci Polacy… w części rekrutowali się z szeregów Polskiej Organizacji Wojskowej i następnie - z kompanii Służby Straży i Bezpieczeństwa. Sukcesywnie przejmowali wpływy w kancelariach, szpitalach, a nawet na Cytadeli, gdzie mimo oporu niemieckiej załogi… mieli dostęp do radiostacji i nawet nadali kilka depesz do Francji!

Obchody 97. rocznicy Powstania Wielkopolskiego

Pigularze i dezerterzy
Tak duże nasycenie żołnierzami polskimi, którzy zamiast na frontach znajdowali się w Poznaniu, nie było przypadkowe. Oto działała tu m.in. grupa dywersyjna, wykorzystująca lekarzy i aptekarzy: jej członkowie docierali do poborowych, powoływanych dowojska pruskiego i starali się albo „wyreklamować” ich od wojska, albo wpływać nanich, by ci już w jednostkach wojskowych prowadzili sabotaż i antywojenną, antypruską propagandę. Lekarze i aptekarze dostarczali zastrzyki i służyli wiedzą w zakresie innych metod, które sprawiały, że zdrowy młody człowiek nagle przejawiał symptomy tajemniczych chorób, które skreślały go z listy wyjeżdżających do koszar. To samo robiono z Polakami już służącymi w wojsku, którzy przyjeżdżali do Poznania na urlopy i - jak podawał Karol Kandziora, opisując w 1939 roku działalność POW -

już po raz drugi na front nie wracali lub wracali z ranami na nogach, z oznakami tajemniczych objawów anomalii psychicznej.

Wśród tych, co nie tylko za pomocą „mikstur i pigułek” osłabiał potęgę cesarskiej armii w Poznaniu, był Mieczysław Nie-witecki, żołnierz ranny na froncie wschodnim, który w 1916 roku wrócił do Poznania i pełnił służbę sanitariusza w oddziale sanitarnym 20 pułku artylerii polowej przy ulicy Solnej. Fałszował dokumentację sanitarną, wykazując, że żołnierze polscy leczeni w Poznaniu są wciąż ciężko chorzy bądź wskutek ran stracili całkowicie zdolność do dalszej służby wojskowej. Inny Polak - Kantorski - rozdzielał zastrzyki w nogi żołnierzom wracającym z urlopu na front, tak by wywoływały one wizualny efekt choroby. Doszło do tego, że Niemcy zaczęli nazywać tajemnicze choroby nóg u ich polskich kolegów - „polnische Krankheit”!

Wreszcie niektórych Polaków urzędowo wyreklamowywano od służby wojskowej jako niezwykle ważnych wykwalifikowanych pracowników zakładów zbrojeniowych na rzecz armii pruskiej - i tak aptekarze i kupcy okazywali się w dokumentach ślusarzami i mechanikami w zakładach Albatrosa w Pile, produkujących samoloty bojowe...

Wincenty Wierzejewski, współzałożyciel skautingu, był dezerterem z armii pruskiej: ukrywał się w mieszkaniach przy ulicy Kopernika, na Śródce i w muzeum Mielżyńskich. Wraz z malarzem Franciszkiem Tatulą podrobili kilkadziesiąt książeczek wojskowych, dając innym dezerterom możliwość w miarę swobodnego poruszania się po Poznaniu. Podoficer Czesław Michalski z powiatowej komendy uzupełnień wykradał dokumenty in blanco z oryginalnymi pieczęciami, które to dokumenty Polacy później odpowiednio wypełniali.

Agenci idą na wódkę
Tymczasem do walki z polskim podziemiem Niemcy uruchomili tajną policję polityczną, kierowaną przez niejakiego Goehrke. Zadaniem agentów było współpracowanie z żandarmerią w zakresie wyłapywania dezerterów i rozpracowywanie konspiracyjnych grup młodzieżowych. Policja ta jednak niekiedy... współpracowała z Polakami, w zamian za korzyści materialne.

Gdy namierzono ukrywającego się Jana Kalinowskiego, dezertera i późniejszego dowódcę baonu śmierci na froncie litewsko-białoruskim, został on uprzedzony o spodziewanej rewizji - a policyjny „nalot” zastał w konspiracyjnym mieszkaniu zamiast składowanej broni i konspiratorów... sporo butelek po alkoholu, w tym dwie nietknięte butelki doskonałej wódki, które zniknęły w tajemniczy sposób po wyjściu zadowolonych policjantów... A nagła rewizja w mieszkaniu Walentyny Węcławskiej doprowadziła do odkrycia kilku karabinów, używanych przez spiskowców do szkolenia wojskowego. Dzięki urzędowym „wejściom”, zatrzymanych zwolniono po kilku godzinach, a policyjne przesłuchanie wykazało, że wszyscy spotkali się przypadkowo, nie znają się i nie wiedzą, skąd się wzięły karabiny.

W drugiej połowie 1918 roku dochodziło już do jawnego przejmowania uzbrojenia. 15 września jeden z wartowników magazynu amunicji, członek POW, zameldował, kiedy będzie pełnił służbę. Po uzgodnieniu haseł, Polacy w pruskich mundurach zajechali dorożką i załadowali kilka skrzyń ręcznych granatów (każda po 50 sztuk). Rzecz jasna, wartownik musiał po tej akcji zdezerterować. Można szacować, że POW w Poznaniu miała w listopadzie 1918 roku kilkanaście karabinów maszynowych z amunicją, około 3,5 tysiąca karabinów ręcznych i sto kilkadziesiąt skrzyń granatów.

Konspiratorzy utrzymywali jednocześnie kontakt z członkami POW poza zaborem pruskim, a w Warszawie już szukano w tym czasie oficerów mogących poprowadzić zryw w Wielkopolsce.

Józef Piłsudski 10 listopada 1918 roku przekazał Józefowi Jęczkowiakowi, emisariuszowi z Wielkopolski - szykujcie się do rozbrojenia niemieckiego garnizonu. Jednocześnie Naczelne Dowództwo Wojsk Polskich zawarło porozumienie z niemiecką armią, chcącą wydostać się z Warszawy i Królestwa, by jej transporty kierowały się głównie do Prus Wschodnich, a na zachód - jedynie przez Kalisz. Miało to na celu uniknięcie zalewu pruskich wojskowych jadących do zrewoltowanych Niemiec przez Poznań. Powstanie było coraz bliżej…

Zamach na ratusz
Do pierwszego większego zbrojnego incydentu doszło kilka dni po tym, jak niemieccy generałowie stracili pełnię władzy na rzecz Rady Żołnierskiej - następnie Rady Żołnierskiej i Robotniczej. 13 listopada w poznańskim ratuszu odbywało się zebranie Wydziału Wykonawczego tejże Rady, w której przewagę mieli Niemcy. Wtedy to do budynku weszła grupa Polaków z podporucznikiem Bohdanem Hulewiczem na czele. Oznajmili, że na terenie Poznania gospodarzami są Polacy i, że powinni oni mieć swoją delegację w radzie. W tym czasie przed ratuszem kilkudziesięcioosobowy oddział POW pod dowództwem Wincentego Wierzejewskiego zaczął imitować rozruchy, padło też kilkanaście strzałów w powietrze. Po takiej demonstracji „uciszonej” szybko przez delegatów do ratusza (okazali się skuteczni w oczach Niemców!), do Rady przyjęto czterech z nich. Byli to: Bohdan Hulewicz, Mieczysław Paluch, Henryk Śniegocki, Zygmunt Wiza, przy czym pierwszy z nich został zastępcą przewodniczącego Wydziału Wykonawczego Rady, Augusta Twachtmanna. Wpływ Polaków na organizację oddziałów wojskowych w Poznaniu stawał się coraz większy...

Zamach przyniósł pierwsze owoce już 19 listopada. Wtedy to do Poznania przyjechał Helmut von Gerlach, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, w sprawie tworzenia ochotniczych oddziałów niemieckich w miastach garnizonowych (polecenie ministerstwa wojny sprzed czterech dni) - Mieczysław Paluch podpowiedział mu, że nie ma sensu sprowadzać takowych do miasta, skoro są już jednostki SSiB, sformowane częściowo z Niemców i częściowo z Polaków. Gerlach zgodził się z nim.

Kompanie otwierają ogień
W połowie listopada 1918 roku atmosfera podsycana fantastycznymi plotkami (Niemcy przekazują sobie z ust do ust, że z Warszawy legioniści maszerują już na Poznań!) jest już tak napięta, że Twachtmann poleca nadać dwie depesze do Berlina:

Polacy w marszu na miasto Poznań. Niebezpieczeństwo wielkie

i

Zbliżający się w marszu Polacy i regularne oddziały mniej więcej 4000 ludzi, wzmocnione uwolnionymi jeńcami.

Obie depesze nie zostały jednak wysłane wskutek sabotażu polskiego radiotelegrafisty Stanisława Jóźwiaka.

13 listopada Polacy przejęli odwach więzienia na Młyńskiej, w ciągu dwóch dni uformowali dwie kompanie Służby Straży i Bezpieczeństwa oraz wymogli na niemieckim generale von Hahn, by w trosce o dobro ważnych składnic broni, wyposażenia, przyborów sanitarnych, zagrożonych kradzieżami nakazał przygotować płatne kompanie strażnicze dla ich ochrony, czym miał się zająć… Hieronim Grzeszkowiak, podoficer i członek Rady Jedenastu POW. Pod jego okiem kompanie SSiB urosły w siłę: w pierwszym tygodniu grudnia miało być już 775 uzbrojonych Polaków! Polscy żołnierze weszli też w skład załóg parku samochodowego i Urzędu Umundurowania przy ulicy Bukowskiej.

W tej sytuacji musiało dojść do starć. 10 listopada Niemcy wrzucili granat do siedziby oddziału POW przy ulicy Wysokiej, poczym doszło do ulicznej walki na kolby i pięści. Trzy dni później ludzie Wierzejewskiego rozpoczynają strzelaninę przed ratuszem, a 16 listopada grupa żołnierzy Polaków zbrojnie opanowała fort nr 9 za Górczynem. Dobrze zaplanowana akcja spaliła na panewce - doszło do sprzeczki z Niemcami, w wyniku czego POW-iacy sięgnęli po broń. Fort zajęto siłą, ale Niemcom udało się wszcząć alarm, powiadamiając stacjonujących na Wildzie saperów. Kompania saperów podjechała pod fort, po czym szturmem dość szybko go zdobyła. Polskich jeńców pobito i przewieziono do aresztu na Wildzie.

Do walk doszło też w nocy z 15 na 16 listopada przed Urzędem Uzbrojenia, który opanowała licząca około 80 ludzi polska kompania. Niemieccy wartownicy zostali rozbrojeni, a należące do nich stanowiska karabinów maszynowych - zdemontowane. Jednak i tu silny oddział niemieckich marynarzy i żołnierzy uderzył na Urząd i mając przewagę, choć ponosząc straty, wyparł Polaków. Ci wrócili jednak już 17 listopada i… zajęli ponownie Urząd, którego już nie oddali.

Poznań huczał już od strzałów - w nocy z 15 na 16 listopada silny ogień otworzyły do siebie patrole na ulicy św. Marcin i po stronie niemieckiej padł zastrzelony żołnierz. Około 20 listopada do magazynów za Bramą Kaliską wtargnęła grupa umundurowanych i uzbrojonych Polaków. Wywieźli składowane tam karabiny, bagnety i amunicję. W końcu listopada ta sama ekipa uderzyła na odwach więzienia przy ul. Młyńskiej - skąd po rozbrojeniu żołnierzy niemieckich, zabrała karabiny - a także na magazyny wojskowe przy dzisiejszej ulicy Ratajczaka.

Poznański lont właśnie się dopalał. Do miasta przyjechał owacyjnie witany Paderewski, 27 grudnia przed hotelem Bazar zgromadziły się tłumy Polaków, a niemieccy żołnierze z bronią w ręku zaczęli zrywać koalicyjne flagi i demolować polskie lokale. Świadkowie wspominają: strzelano z broni krótkiej, ale słychać było też serie z karabinów maszynowych. Do strzelaniny dochodzi przed Bazarem, gdzie pozycje zajęła Straż Ludowa i przybyli z Wildy żołnierze pod komendą Franciszka Masadyńskiego i Antoniego Wysockiego. Karol Rzepecki, pierwszy polski prezydent policji miasta Poznania, napisze - „potrójna polska salwa tej kompanii zmiotła wszelkich Niemców z pl. Wolności i Alei”. Powstanie Wielkopolskie, rozpoczęte de facto w listopadzie, właśnie wybuchało i żadna siła nie była już w stanie go zatrzymać…

Obchody 98. rocznicy Powstania Wielkopolskiego

Grzegorz Okoński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.