Paweł Stachnik

Przygody poety Kazimierza Wierzyńskiego z mundurem

Kazimierz Wierzyński (z lewej) z tłumaczem swojej poezji na język niemiecki Michelem Josefem Heinzem Fot. Archiwum Kazimierz Wierzyński (z lewej) z tłumaczem swojej poezji na język niemiecki Michelem Josefem Heinzem
Paweł Stachnik

Kazimierz Wierzyński służył w armii austro-węgierskiej i wojsku polskim. Jako oficer wziął udział w dwóch wojnach. To mniej znany fragment jego biografii.

Subtelny poeta, wyrafinowany publicysta, interesujący prozaik. Tak zwykło się opisywać Kazimierza Wierzyńskiego, jednego z najważniejszych polskich poetów współczesnych, członka literackiej grupy Skamander, eseistę, dziennikarza i felietonistę. Tymczasem mało kto wie, że ten człowiek pióra miał w swoim życiorysie epizod wojskowy. W mundurze spędził kilka lat, wziął udział w dwóch wojnach, uczestniczył też w konspiracji niepodległościowej. Przyjrzyjmy się bliżej temu mniej znanemu fragmentowi biografii autora „Wiosny i wina”.

Wstawianie o 5 rano

Urodził się 27 sierpnia 1894 r. w Drohobyczu w rodzinie urzędnika kolejowego pochodzenia austriackiego. Do gimnazjum chodził w Stryju, a maturę zdał tam w 1912 r. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem w szkole średniej należał do młodzieżowej organizacji konspiracyjnej „Przyszłość” („Pet”). Stryjscy petowcy stworzyli kółko samokształceniowe, na którym czytywali źle widziane przez władze książki, pisali referaty historyczne, a także - jak to było w przypadku Wierzyńskiego - wiersze.

Po maturze rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, na którym uczęszczał na wykłady z polonistyki, romanistyki i filozofii. Potem na polecenie ojca wyjechał kontynuować studia do Wiednia. W latach studenckich zaangażował się w Krakowie w ruch niepodległościowy. Należał do młodzieżowej organizacji „Zarzewie”, a potem znalazł się w konkurencyjnym do niej Zjednoczeniu Młodzieży Narodowej.

Wierzyński należał też do Polskich Drużyn Strzeleckich. Tak pisał o tym w swoich wspomnieniach zatytułowanych „Pamiętnik poety”, wznowionych właśnie przez PIW: „Wstąpiłem też do oddziału strzeleckiego, który istniał przy Zjednoczeniu, zwany przez ortodoksyjnych związkowców (może nie bez przekory) »wolnym strzelcem«. Mundur strzelecki był śród studentów strojem stosunkowo popularnym, niektórzy nosili go na co dzień, a królewiacy nie bali się przychodzić w nim na wykłady. Na ćwiczeniach ze względu na wzrost stawałem w pierwszej czwórce, co miało pewne podniecające znaczenie. Sąsiadem moim był Melchior Wańkowicz. Wszystko toczyło się pomyślnie, uważaliśmy się za początek wojska polskiego, tylko fakt, że trzeba było wstawać o 5 czy 6 rano zasępiał duszę i ciało, zwłaszcza w niepogodę”.

W c.k. szeregach

Nie wszystko potoczyło się jednak pomyślnie. Latem 1914 r. Wierzyński znalazł się w Legionie Wschodnim, formowanym we Lwowie z tamtejszych strzelców i sokołów. Ćwiczenia odbywał w Drohobyczu, potem przewieziono ich do Stryja, gdzie z połączonych oddziałów Drużyn Strzeleckich stworzono batalion.

Wierzyński został wysłany do miast leżących przy linii kolejowej biegnącej wzdłuż Karpat: Stryja, Sanoka i Jasła. Miał tam organizować pocztę legionową. Zgodnie z rozkazem założył placówki pocztowe, ale poczta ta nigdy nie zaczęła funkcjonować. Rosjanie posuwali się bowiem na zachód i legionowy batalion ewakuowano ze Stryja. „Wyjazd stamtąd był wielkim przeżyciem. Maszerowaliśmy przez miasto otoczeni przez tłumy, zasypywani kwiatami. Na dworcu pożegnałem się z matką i ojcem. Szedłem na wojnę” - wspomina Wierzyński w „Pamiętniku poety”.

Batalion wyładowano w Mszanie Dolnej. Tam prorosyjsko nastawieni działacze endeccy ze Lwowa rozpoczęli agitację przeciw Legionom i c.k. monarchii. „Po co łączyć się z Austrią, gdy Rosjanie idą naprzód, zwyciężają i zjednoczą ziemie polskie?” - pytali. W szeregi Legionu Wschodniego wkradła się niepewność i rozprężenie. W chłopskich chatach odbywały się zebrania, politykowano na całego.

Ostatecznie Legion rozwiązano, a jego żołnierzy rozpuszczono. Ci, którzy nadal chcieli służyć pod polskimi sztandarami ruszyli do Krakowa, gdzie powstawał Legion Zachodni. Był wśród nich i Wierzyński. Z Mszany dostał się do Zakopanego i zameldował w komendzie placu. Wydawało się, że wejście pod komendę Piłsudskiego jest kwestią chwili.

Niestety młodym człowiekiem zainteresowała się austriacka żandarmeria. Mimo strzeleckiego munduru i dokumentów, Wierzyński został w trybie natychmiastowym odesłany do Nowego Sącza i wcielony do c.k. armii. Jak czytamy w „Pamiętniku poety”, chciał się jeszcze ratować podstępem.

W sklepie na Krupówkach nabył okulary o najsilniejszych szkłach - 9 czy 11 dioptrii. Na wpół oślepiony stanął w nich przed komisją poborową, tam jednak nikt nie zwrócił uwagi na jego rzekome kalectwo. Wysłano go do 77. Pułku Piechoty.

W rosyjskiej niewoli

W kwietniu 1915 r. jako oficer został wysłany na front wschodni. Wziął udział w zwycięskiej ofensywie gorlickiej, uczestniczył m.in. w zdobywaniu Gorlic, walkach na linii Sanu i odzyskaniu Przemyśla. O tym ostatnim tak pisał w liście do znajomej: „Tydzień temu byliśmy w Przemyślu. Wtargnęliśmy po wielkim i ciężkim szturmie od zachodniej strony. Owacjom nie było końca. […]

Dziewięć dni trzymaliśmy nie najdogodniejsze okopy przy Sanie. Dziś, idziemy znowu naprzód. Właśnie mamy przekroczyć granicę, no i Królestwo. Co nas tam czeka - nie wiemy”. Wojenne zdarzenia zapisywał dzień po dniu w pamiętniku, który - jak za chwilę się dowiemy - zaginął. W bitwie pod Kraśnikiem, 7 lipca 1915 r., czyli siódmego miesiąca roku, siódmego dnia zmagań, o godzinie siódmej wieczorem dostał się do niewoli rosyjskiej.

Spod Kraśnika w grupie około 200 oficerów pomaszerował do Dęblina, a potem do Łukowa. Stamtąd koleją powieziono ich w głąb Rosji. Wierzyński trafił do Riazania nad Oką - miasta „brzydkiego i bezbarwnego” - leżącego około 200 km na południowy wschód od Moskwy. Jeńcy byli odcięci od świata, ale mogli czytać książki i gazety, a raz w tygodniu odbywać spacer po mieście pod kontrolą strażnika. W niedzielę pod konwojem chodzono na mszę do miejscowego kościółka. Dla zabicia czasu jeńcy opowiadali sobie w niekończących się rozmowach swoje wojenne przeżycia.

W niewoli Wierzyński wrócił do pisania wierszy. Najpierw odtworzył z pamięci te utwory, które zapisał wcześniej w wojennym pamiętniku, zabranym mu, gdy został jeńcem. Notesu tego, mimo wielokrotnych próśb, nigdy mu nie oddano. Potem tworzył kolejne wiersze, przeważnie związane z tematyką wojenną, dość ponure i pesymistyczne w nastroju.

W Riazaniu nauczył się rosyjskiego. Zrobił to sam, na podstawie niewielkiego słownika, z którego uczył się słowo po słowie. Jego pierwszymi lekturami była miejscowa gazeta „Riazanskoje Słowo” („kusa i nędzna”) oraz rosyjskie komunikaty wojenne.

Znając już w jakimś stopniu język, Wierzyński zauroczył się rosyjską poezją i literaturą. Czytał utwory Błoka, Briusowa, Majakowskiego i Pasternaka. Przekładał niektóre wiersze na polski, a jak świadczy lektura „Pamiętnika poety” fascynacja rosyjską poezją pozostała mu do końca życia.

W Riazaniu Kazimierz poznał studentkę Uniwersytetu Moskiewskiego, Jelinę Masłową. Wierzyński rozmawiał z nią o literaturze rosyjskiej, szlifował język, a z czasem zakochał się w urodziwej kobiecie, niestety mężatce.

Przygody w Kijowie

Po rewolucji lutowej jeniecki rygor zelżał, a potem zanikł zupełnie. W styczniu 1918 r. Wierzyński - wobec fiaska starań o Jelinę - postanowił skończyć z niewolą. Ubrany w ciepły płaszcz otrzymany od Czerwonego Krzyża i wyposażony w zdobyty z trudem kawał boczku wyruszył do Kijowa.

W ogarniętej chaosem Rosji, zatłoczonymi pociągami, które jeździły jak chciały, najpierw dotarł do Moskwy, a stamtąd do Kijowa. Z Moskwy jechał w jednym wagonie z oddziałem czekistów. Zaprzyjaźnił się z jednym z żołnierzy i dzielił z im boczkiem w zamian za chleb i cukier.

W Kijowie trwały walki o miasto między bolszewikami a petlurowcami. Najpierw zdobyli go ci pierwsi, potem odbili ci drudzy. Wierzyński wspomina, jak pewnego wieczoru, gdy szedł ulicą, dwóch ukraińskich żołnierzy odłączyło się od swojego oddziału, podeszło do niego, zatrzymało i pobiło kolbami. Tłum, który zebrał się dokoła, jakoś umitygował wojaków, bo ci chcieli Wierzyńskiego zastrzelić. Zaprowadzili go do słynących z masowych egzekucji koszar Demijówka, a tam… przestali się nim interesować. Poeta nigdy nie dowiedział się, jaka była przyczyna tej niezrozumiałej napaści.

W Kijowie Wierzyński wszedł w tamtejsze polskie środowisko. Wstąpił do konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej, w której ku jego zdziwieniu, przydzielono go do szkoły podoficerskiej mimo jego oficerskiego stopnia z c.k. armii. Schował więc ambicje do kieszeni i brał udział w wykładach i ćwiczeniach prowadzonych przez młodego Leopolda Lisa-Kulę.

Na co dzień pracował jako wychowawca w internacie dla dzieci prowadzonym przez Polską Macierz Szkolną. W internacie przechowywano emisariuszy wysyłanych z Polski do Rosji, by nawiązali kontakt z tamtejszymi polskimi jednostkami wojskowymi: korpusem gen. Muśnickiego czy II Brygadą Legionów, gdy przeszła front pod Rarańczą. Pewnego razu w internacie zjawił się wysoki, dorodny mężczyzna z wykwintnymi walizami, który przedstawił się jako „doktor Marjański, okulista z Paryża”.

Wierzyński odstąpił tak zacnej personie swoje łóżko, sam zaś spał na składanej leżance. Dr Marjański okazał się czarującym człowiekiem i wspaniałym gawędziarzem. Barwnie opowiadał, a z jego opowieści wynikało, że dobrze znał Piłsudskiego. Zainteresował się wierszami Kazimierza i przyznał, że sam też pisuje. Wreszcie przedstawił się: Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Tak zaczęła się przyjaźń obu panów.

Dywersja w Poznaniu

W lecie 1918 r. Wierzyński wyjechał z Kijowa do Warszawy. Tam wszedł w środowisko młodych poetów i poświęcił się pisaniu. Poznał Lechonia, Iwaszkiewicza, Tuwima… W 1919 r. wydał swój pierwszy tom poezji „Wiosna i wino”. Zapomniał o wojsku, wojnie i niedawnej niewoli. Historia nie chciała jednak zapomnieć o nim. Szkolny znajomy wciągnął go do pracy w wojskowym tygodniku „Ku chwale ojczyzny”. Wysłano go stamtąd na front białoruski, gdzie walczyła Dywizja Wielkopolska, z zadaniem pisania reportaży.

Wierzyński dotarł więc do Mińska, a potem na front, zebrał materiał i wrócił do Poznania. Następnie w tygodniku ukazało się pięć jego relacji. Kariera poety w tym piśmie nie trwała jednak długo. Redakcja optowała za separatyzmem wielkopolskim, a Wierzyński był już wtedy piłsudczykiem. Pod nieobecność redaktora naczelnego przedrukował artykuł z warszawskiego „Żołnierza Polskiego” wzywający do jedności armii - co wywołało zrozumiałe oburzenie naczelnego - a następnie szybko złożył wymówienie i wrócił do Warszawy.

Tam wstąpił do wojska. Jako podporucznik pracował w Biurze Prasowym Naczelnego Dowództwa. Jego szefem był Juliusz Kaden-Bandrowski.

Przed wyprawą kijowską Wierzyńskiego wysłano do sztabu głównego w Równem. Tam dostał polecenie uruchomienia pisma w języku ukraińskim dla ludności zajmowanych terenów, propagującego ideę ukraińskiej niepodległości. Poeta zaczął więc szukać drukarni, papieru, biura i pracowników. Reaktywował wychodzące wcześniej pismo „Ukraińskie Słowo”.

Gdy ofensywa ruszyła, Wierzyński pojechał do Żytomierza, a potem do Kijowa, gdzie miał reaktywować wychodzący przez wiele lat zasłużony polski „Dziennik Kijowski”. Odnalazł dawnych pracowników i szybko uruchomił gazetę. Z Warszawy dostawał serwis prasowy, wprowadził też dodatek literacki pisarzy ukraińskich.

Gdy bolszewicy podjęli kontrofensywę, zebrał swoich ludzi i zapakował do pociągu ewakuacyjnego i w dramatycznych okolicznościach dowiózł do Warszawy. Tam wrócił do pracy w Biurze Prasowym. Opiekował się korespondentem „Chicago Tribune”, którego obwoził po froncie. Trafił wtedy na drogę z Dęblina do Łukowa, którą pięć lat wcześniej maszerował do rosyjskiej niewoli…

Po zwycięstwie warszawskim i niemeńskim zdemobilizował się, i wrócił do roli poety. Tak zakończyła się przygoda Kazimierza Wierzyńskiego z mundurem. W kampanii wrześniowej udziału nie wziął.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.