Ryszard Bugaj: Jestem coraz bardziej sceptyczny co do Mateusza Morawieckiego

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Dorota Kowalska

Ryszard Bugaj: Jestem coraz bardziej sceptyczny co do Mateusza Morawieckiego

Dorota Kowalska

O zmianie dziwnej rekonstrukcji rządu, expose Mateusza Morawieckiego i o tym, o co tak naprawdę walczył prezydent Duda wetując ustawy o SN i KRS - mówi Ryszard Bugaj, ekonomista, były polityk Unii Pracy

Panie profesorze, jak się Panu podobało expose premiera Mateusza Morawieckiego?
Wie pani, niczym mnie nie zaskoczyło to expose. Ono, przynajmniej na mnie, nie zrobiło wrażenia, ale na szerokiej publiczności być może zrobi, w szczególności te wezwania do wspólnoty, do jakiegoś pojednania. Myślę, że dużo ludzi jest przerażonych, ja zresztą też, głębokim podziałem, jaki powstał w Polsce. Ale dla tych, którzy obserwują to, co dzieje się w Polsce musiało to zabrzmieć trochę fałszywie. Jeżeli Jarosław Kaczyński krzyczy do opozycji „mordy zdradzieckie”, to co? Chce się z „mordami zdradzieckimi” pojednać? Z „mordami zdradzieckimi” się dialogu nie prowadzi. Więc zdarzyły się wcześniej jakieś niedobre rzeczy, które dzisiaj niesłychanie utrudniają rozmowę. Ale to nie tylko problem na poziomie werbalno-symbolicznym. Jednocześnie wykuwany jest przecież nowy „porządek demokratyczny”, a w istocie system na wpół autorytarny. Także w tym kontekście nowy prezes Rady Ministrów, który wygłosił pochwałę na cześć tego, co robił poprzedni rząd brzmi fałszywie. Był jeszcze jeden element w przemówieniu premiera, brzmiący fałszywie. Ja mam ucho pozytywnie nastawione na te wszystkie treści, które mówią, że trzeba przezwyciężyć neoliberalizm, że potrzebny jest program aktywniejszego państwa, że potrzebny jest podział bardziej równomierny i pytam: Ale gdzie premier był do tej pory?

Właśnie: opozycja podnosi, że Mateusz Morawiecki wygłosił expose premiera, który wchodzi do rządu, a przecież był w nim od dwóch lat wicepremierem.
Ja chce powiedzieć coś więcej - można by odnieść wrażenie, że Mateusza Morawieckiego nie było przez ostatnie 10 lat w kraju. Ja w każdym razie nie znam żadnych sygnałów, które by od niego pochodziły i wyrażały zniecierpliwienie tym, co działo się w gospodarce aż do momentu, kiedy stał się funkcjonariuszem Prawa i Sprawiedliwości. Przecież wcześniej Morawiecki był profitentem obecności w Polsce kapitału zagranicznego, jak mało kto inny w tym kraju. Przecież to on zgodził się na funkcję dorady Donalda Tuska, ale doradcy, który nie mówi głosem, który słychać, tylko szepce do ucha. Więc myślę sobie, że albo nie powinien tych wątków podnosić, skorzystać z okazji, żeby siedzieć cicho, albo powinien przyznać: „Powinienem wcześniej podnosić te kwestie, nie zrobiłem tego, bo… ”. Brzmiałoby to bardziej wiarygodnie.

Pan też uważa, że to expose było dość chaotyczne?
Tak, widać było, że jest to spis „obowiązkowych spraw”, widać, że wystąpienie przygotowano w pośpiechu. Mnie też zaniepokoiło, że nie widzę postępu w konceptualizacji programu gospodarczego. Najbardziej to było widać na przykładzie tego, co Morawiecki mówił o służbie zdrowia. Mówił, że wybuduje jakiś instytut, który stanie się ważny. Ale najważniejsze są przecież dwa problemy w służbie zdrowia: pieniądze - co Morawiecki powiedział - i reforma. Proszę sobie przypomnieć, że kiedy PiS szedł do wyborów obiecywał likwidacje NFZ. Spodziewałem się, że likwidacja NFZ będzie równoznaczna z ustanowieniem jakiegoś systemu, powiedziałbym, który sprzyja efektywności, ale jednocześnie nie odpycha ludzi od służby zdrowia. Nic takiego się nie stało. Ten system pozostał właściwie bez zmian - w najlepszym razie zmiany są kosmetycznie, nie ma żadnej generalnej koncepcji reformy, nawet nie próbowano jej przedstawiać. Minister Radziwiłł niczego takiego nie zrobił. Jeszcze jedna - ważna dla mnie - kwestia, o której mówił Morawiecki: opór przeciwko komunizmowi. Na 13 grudnia przypada moja rocznica internowania, w moim domu dużo drukowano podziemnych druków. Morawiecki nie zdobył się na to, żeby wymienić nazwisko Wałęsy. Nie jestem fanem Wałęsy, ale jeśli wziąć pod uwagę całokształt tego, co zrobił, to nie można go wykreślić z listy „ważnych ludzi”, którzy przyczynili się do obalenia komunizmu. Morawiecki nie zdobył się jednak na to, żeby go wymienić. To znamienne i przykre.

A tak swoją drogą, dziwna ta rekonstrukcja rządu, rekonstrukcja - nie rekonstrukcja, bo mamy tylko zmianę na stanowisku premiera, mało tego były premier zostaje w rządzi, tyle tylko, że na stanowisku wicepremiera.
W sensie formalnym, to tylko tyle. Mnie się jednak wydaje, że warto spojrzeć na to przez pryzmat tego, co dzieje się w obozie władzy, a co może odbić się na zachowaniach wyborców, na sympatiach politycznych. Mam wrażenie, ale to jest tylko wrażenie, nie mam dostępu do jakichś ekskluzywnych informacji, że pierwotnie ten plan przewidywał, iż to Jarosław Kaczyński stanie na czele rządu. Potem ten plan zaczął się sypać, przypuszczalnie zaczął się sypać albo z powodu kłopotów zdrowotnych Jarosława Kaczyńskiego albo dlatego, że sondaże, które, z tego co wiem robił PiS, pokazywały, iż taka zmiana nie będzie dobrze przyjęta. No i sprawa zaczęła się ślimaczyć, zaczęły się przepychanki. Gdyby premierem został Jarosław Kaczyński to dalej idące zmiany w rządzie byłyby uzasadnione. W przypadku Morawieckiego one są trudniejsze i zobaczymy, czym się to wszystko skończy. Autorytet Mateusza Morawieckiego jest w partii ograniczony. Myślę więc, że Kaczyński przepchnął decyzje, która się jego zapleczu politycznemu w większości nie podoba. Ci niezadowoleni oczywiście położyli uszy po sobie, ale jeśli Morawiecki nie osiągnie spektakularnych sukcesów, to zacznie się ferment. Myślę sobie, że także odbiór zewnętrzny Prawa i Sprawiedliwości będzie dużo gorszy.

Panie profesorze, ale wielu komentatorów sceny politycznej uważa, że Jarosław Kaczyński będzie premierem jeszcze w tej kadencji, że rząd Morawieckiego to taki rząd przejściowy, techniczny.
Ja tego nie wykluczam na sto procent, natomiast wydaje mi się, że po pierwsze - nie jest to prawdopodobna, a po drugie - koszty takiego zamieszania byłyby znaczne z punktu widzenia poparcia wyborczego. Myślę, że spora część poparcia, którym PiS się cieszy, pochodzi ze strony środowisk plebejskich, które są zniecierpliwione kłótniami, szczególnie, gdy są już nie tylko kłótniami na linii większość parlamentarna-opozycja, ale kłótniami wewnątrz obozu władzy. Więc jeśli tak to jest planowane, a myślę, że nie jest to tak planowane, chociaż może tak wyjdzie, to nie będzie służyć obozowi władzy. Inna sprawa, że obóz władzy „żyje” głównie dzięki dramatycznej słabości opozycji.

Pozostało jeszcze 56% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.