Serce Apaczy. Spróbujmy rozsupłać kilka nici

Czytaj dalej
Fot. fot. Aleksandra Zińczuk
Aleksandra Zińczuk

Serce Apaczy. Spróbujmy rozsupłać kilka nici

Aleksandra Zińczuk

Spróbujmy rozsupłać kilka nici. Wydobyć ze zgniecionego materiału dzieło sztuki: koszulę, wyszywankę, i historię czarnobrewej dziewczyny, która niedawno wracając spod donieckich lasów przywiozła do Polski płócienne koszule, z haftowanymi kwiatami. Przejechały z nią setki kilometrów w drewnianej skrzyni... po amunicji.

Dr Olga Solarz jest antropolożką, badaczką kultury tradycyjnej. Studiowała na Uniwersytecie Lwowskim, mieszka w Przemyślu, gdzie prowadzi Fundację Magia Karpat. Od lat pasjonuje się podaniami ludowymi, kulturą Bojków, a ze Stowarzyszeniem Magurycz chroniła też nagrobki cmentarne. Teraz znowu jest w terenie, ale dlatego, że po raz enty jedzie dostarczyć pomoc humanitarną na Ukrainę.

To nieprawda, że wojna nie ma w sobie nic z kobiety. Najprędzej zbrojne konflikty wyzwala męski pierwiastek, a cierpi przede wszystkim wszystko, co kruche, niezwyczajne do przemocy i gwałtu. Jednak w czasie trwającej rosyjsko-ukraińskiej wojny następuje przebudzenie niewidocznej na co dzień siły, przynależącej do żeńskiego żywiołu, objawiającej się wysoką empatią, umiejętnością dynamicznej współpracy, instynktem altruizmu i potrzebą zachowania godności.

Olga Solarz zbiera dla ukraińskich żołnierzy leki, obuwie, mundury, termosy, plecaki, radiostacje, żywność. Jak już dowiezie kolejne dary, na które uzbiera fundusze w Polsce, jedzie z powrotem do lasu i w hełmie na głowie dogląda leśnych braci. Krząta się, dodaje otuchy, dogląda, co trzeba dowieźć. I wraca, aby uzbierać coraz to potrzebniejsze rzeczy, jak saperki, nakolanniki, tabletki do uzdatniania wody albo kłady.

Jej etnograficznemu zmysłowi nie może umknąć po drodze żaden detal. Wracając z linii frontu po świętach wielkanocnych, jedzie przez opustoszałe, zniszczone domostwa. Mija zrujnowane ukraińskie wioski, ich powojenne zgliszcza, a na jednym podwórku dostrzega rozrzucone koszule. Może się suszyły, może wiatr zwiał ze sznurków, a może już rosyjskie wojsko było tu szabrować, co popadnie. Decyduje, że nie może przejechać obok obojętnie. Przecież ona doskonale wie, że w kulturze Ukrainy „soroczka” (koszula), zwana też wyszywanką to arcydzieło, misterny symbol tożsamości. Pochyla się, zabiera z wypalonej ziemi rozrzucone koszule z postanowieniem, że upierze je i odnowi. Robi tak, bo chce podarować je innym walecznym sercom, które wytrwale pomagają Ukraińcom.

Olga zostawia walczących przyjaciół przy palącym się ognisku. Ale to prawdziwa strażniczka ognia, więc wróci. Na razie w Przemyślu rozpakowuje i pierze ręcznie przywiezione soroczki. Na jej oko były wykonane w latach 90. Jedna z nich trafi do ks. Stefana Batrucha, którego Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza niesie pomoc - zarówno uchodźcom przybyłym do Lublina, jak i wysyłając ciężarówki w głąb Ukrainy.

Wojna wciąż trwa, więc i Olga ponownie jedzie pod Donieck. Ma wprawę, bo w 2014 i 2015 roku jeździła z pomocą na ługański odcinek frontu. Zdążyła dostarczyć już kilkanaście ton pomocy m.in. ochotniczym batalionom, domom dziecka, szpitalom, uchodźcom. Czy przywiezie jeszcze dzieła sztuki z kolejnej wyprawy?

Tradycyjne wzory lub kolory strojów były od zawsze elementem zakodowanej opowieści o zachowaniach kulturowych wspólnot. Antropologowie dopatrują się pierwowzoru koszuli jako takiej w odzieniu nomadycznych ludów, pochodzących z Azji Środkowej. Rodzaj długiego nakrycia następnie przyjęli od nich Babilończycy oraz Egipcjanie. Ale bliższa nam historia, z powiatu włodawskiego, gdzie językoznawcy znaleźli u jednej z mieszkanek Dubicy odpowiedź na pytanie, dlaczego ukraińska koszula nazywana jest właśnie „soroczką”. Tajemnica zaklęta jest w liczbie 40. Soroczka to czterdzieści, niemalże herkulesowych prac, jakie trzeba było kiedyś wykonać, aby zrobić jedną koszulę. Posiać len, pielić go, zebrać, ubić, oddzielić nasiona, moczyć w wodzie, rozciągać po trawie, pocierać po zżętym zbożu, klepać, międlić, czesać, prząść na kołowrotku, gotować w popiele, zwijać nici, wiosną nosić na łąkę, aby wybielało w słońcu, potem szyć...

Pomimo że większość Ukrainy została zmuszona przyjąć barwy moro, to przecież znamy tam wiele innych pięknych malowanych wzorów. Niezliczoną liczbę wariantów, ponad 40 milionów Ukrainek i Ukraińców. I każde zamaskowane, waleczne oko. Jak osobliwy kijowski rzeźbiarz i muzyk, Iwan Semesiuk, autor tomu „Serce Apaczy”. Z języka ukraińskiego ten taniec słów brzmi mniej więcej tak:

„Komancze nie płaczą, nie tak jak Apacze,
Gdy Komancze tańczą, Apacze siwieją.

Bo serca Apaczy aż wyją z rozpaczy,
Gdy pierwsi się unoszą, ci drudzy marnieją.

Jestem drapieżnym Komanczem, lecz niebacznym,
Nastrój mam Apacza i umysł dudniący,
A pamięć piękąca, wyraźnie jednoznaczna,
Po wieki mnie otacza i nigdzie nie zboczy.

Cały jestem barwiony piktograficznie,
Smutek mój – zaledwie bojowy rytuał.
Choć wystarczająco wyglądam komicznie,
Tak, wiem, że zaprawdę to jeszcze nie finał”.

Bijącą, drugą połowę Apaczowego serca odnajduję po naszej stronie granicy, gdzie mrowie ludzi uwija się z pomocą. Dziś wspólnie z Ukrainą udowadniamy, jak to jest być „irokezami Europy”. Komu więc waleczność serca bliska, jak koszula ciału, niech nie odpuszcza w pomaganiu. Bo wspieranie jest procesem, a nie jednorazowym aktem wyprężenia piersi po medal. Zręcznością Małej Squaw twórzmy kolejne naczynia połączone. Spróbujmy utkać nowe wzory i dorzucić swoje nici do tej wielobarwnej mozaiki:

Fundacja Magia Karpat
magiakarpat.pl
Nr konta: PL47 1240 2568 1111 0011 1177 6048
Tytuł: Darowizna Pomoc Ukrainie

Fundacja Kultury Duchowej Pogranicza
fkdp.eu
Nr konta: PL 03124025001111001111839062
Tytuł: Razem z Ukrainą

Aleksandra Zińczuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.