Szkoła bez uczniów. Jest tylko dyrektor
W Leśniowicach jest siedem szkół z czego dwie - na papierze. Sytuacja nie podoba się Kuratorium Oświaty. I nie wiadomo, czy niebawem edukacyjna strategia gminy nie legnie w gruzach. MEN chce bowiem ograniczyć podobne praktyki w samorządach.
- Kilka lat temu do oświaty musieliśmy dokładać 1,8 mln zł rocznie ponad to, co dostajemy w subwencji. Teraz ta kwota to ok. 450 tys. Różnicę mogę przeznaczyć na inwestycje - podkreśla Wiesław Radzięciak, wójt Leśniowic.
Kilka lat temu pięć samorządowych szkół przekazał Leśniowskiemu Stowarzyszeniu Oświatowo – Samorządowemu. Chodziło głównie o oszczędności - stowarzyszenia nie muszą m.in. przestrzegać Karty nauczyciela więc mogą mniej płacić pracownikom.
Wójt nie mógł jednak w prosty sposób przekazać wszystkich szkół (musiałby je najpierw likwidować, co generowałoby dodatkowe koszty i procedury), więc, teoretycznie, gmina nadal prowadzi SP w Leśniowicach i gimnazjum w Sielcu.
Uczniów tam jednak nie ma. Są tylko dyrektorzy, którzy kierują też tożsamymi szkołami stowarzyszeniowymi.
- Mają w sumie jeden etat - część w jednej, część w drugiej szkole - tłumaczy wójt Radzięciak.
- Dla uczniów właściwie nic się nie zmieniło. Rodzice są zadowoleni - przyznaje pani Iwona z Kumowa Majorackiego (gmina Leśniowice).
Innego zdania jest m.in. Związek Nauczycielstwa Polskiego, którego zdaniem zmiany przeprowadzono z naruszeniem prawa. Problemem są też wynagrodzenia.
- Nauczyciele w szkołach prowadzonych przez stowarzyszenie zarabiają dużo mniej niż na Karcie nauczyciela - zaznacza Ewa Suchań z chełmskiego ZNP.
- Ale mają pracę. Inaczej konieczne byłyby zwolnienia, bo doszłoby do likwidacji szkół - odpowiada wójt Radzięciak.
Wątpliwości ma też Kuratorium Oświaty, które niedawno skontrolowało szkoły w Leśniowicach. W protokołach czytamy, że dyrektorzy sugerowali rodzicom wybór placówek prowadzonych przez stowarzyszenie, podsuwając do podpisu odpowiednie deklaracje. Dlatego w placówkach samorządowych nie ma dziś ani jednego ucznia.
- Tak prowadzono rekturację, żeby uczniów nie zrekrutować . Procedurę prowadzono niezgodnie z przepisami. Ten proces nie może mieć formy wiecu - podkreśla Jolanta Misiak z Kuratorium Oświaty w Lubline.
Radzięciak zapewnia: - Rodzice mieli wybór. Szkoły stowarzyszeniowe mają po prostu lepszą ofertę.
Nieco inaczej sytuacja wygląda w gminie Hanna (powiat włodawski). To prawdopodobnie jedyna gmina w Polsce, która nie prowadzi żadnej szkoły, bo wszystkie przekazała stowarzyszeniu. Decyzje były zaskarżane do sądów m.in. przez rodziców.
- Nie znaleziono w nich jednak nic niezgodnego z prawem - zastrzega wójt Grażyna Kowalik.
- A dzięki przekazaniu szkół udało się nam uchronić małe placówki przed likwidacją - dodaje.
Stosowanie takich rozwiązań ma być jednak mocno ograniczone - jeśli zostaną uchwalone i wejdą w życie nowe przepisy przygotowane przez MEN. - Jest tam m.in. zapis, mówiący o tym, że gmina musi prowadzić przynajmniej jedną szkołę - tłumaczy Jolanta Misiak.
Co prawda prawo nie działa wstecz, więc wójtów z Hanny czy Leśniowic zmiany nie powinna obchodzić. Ale to teoria, bo w związku m.in. z likwidacją gimnazjów gminy będą musiały ustanowić zupełnie nową sieć szkół. Głos decydujący w taj sprawie będzie miał kurator oświaty. I przy tej okazji zapisy nowej ustawy mogą być realizowane.
- Najwyraźniej znowu szykuje się oświatowa zadymka. Nie wykluczam, że ktoś mi każe dowrócić zmiany, które wprowadziłem - przyznaje Wiesław Radzięciak.