Tragiczna noc 10 lutego 1940 roku. Pierwsza deportacja Polaków na Sybir. Sowieci wywieźli w bydlęcych wagonach

Czytaj dalej
Fot. td
Julita Januszkiewicz

Tragiczna noc 10 lutego 1940 roku. Pierwsza deportacja Polaków na Sybir. Sowieci wywieźli w bydlęcych wagonach

Julita Januszkiewicz

Ciężka praca, mróz, głód - stały się codziennością zesłańców. Mija 80. rocznica pierwszej masowej wywózki Polaków na Sybir przeprowadzonej przez NKWD. Wywieziono wtedy ponad 140 tysięcy osób. Deportację wspomina Jacek Szczepański, mieszkaniec gminy Zabłudów.

To było w nocy 10 lutego 1940 roku. Do drzwi rodziny Szczepańskich załomotały kolby sowieckich karabinów.

- Matka otworzyła je. Do mieszkania wtargnęli Sowieci z Kurlowiczem – przedstawicielem wsi Kamionka. Sowiecki Żyd w stopniu majora zapytał matkę, gdzie jest ojciec? Odpowiedziała: - Śpi w sypialni - wspomina Jacek Szczepański, Sybirak.
Jego ojciec w 1920 roku z grupą kolegów wstąpił ochotniczo do wojska i służył w legionach Józefa Piłsudskiego. Walczył w wojnie polsko - bolszewickiej. A gdy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa, brał udział w kampanii wrześniowej. Służył w 42 Pułku Piechoty w Białymstoku. Stamtąd wraz z pułkiem wyruszył przez Grodno do Wilna, gdzie koncentrowano wojska polskie przeznaczone do obrony tego miasta. Po wkroczeniu wojsk sowieckich 42 Pułk Piechoty poddał się i został wzięty do niewoli.

Ale wróćmy do tragicznej nocy 10 lutego 1940 roku. Enkawudziści chodzili po mieszkaniu, krzyczeli. Rodzina była przerażona. Słychać było tylko płacz dzieci.

- Major wyciągnął pistolet i zwrócił się do ojca: - Ruki w wierch. Leżałem z bratem na łóżku obok i trzęśliśmy się z przerażenia. „Bojcy” rozproszyli się po całym domu, zaglądając wszędzie w poszukiwaniu broni, nawet w „lufty” pieca. Ojciec wyjaśnił im, że broń złożył pod Wilnem i pokazał dokument zwolnienia z niewoli w Kozielsku. Dopiero wtedy major zapytał go o nazwisko. – Zygmunt Szczepański – odpowiedział głośno. Wówczas major zrobił gwałtowny zwrot w tył i wycelował pistolet w Kurlowicza: „Kuda ty mienia priwioł?” Po dwóch godzinach przyszli następni Sowieci, a po nich jeszcze inni - opowiada pan Jacek.

Rodzina pakowała się w pośpiechu. Matka schowała w worki odzież i jedzenie oraz piły i siekiery. Pomagał jej jakiś młodszy oficer. Podpowiadał jej nawet, by zabrała ze sobą ciepłą odzież i dużo żywności.

- Daleko pojedziecie, mówił, a tam chłodno. Nie gniewajcie się na nas, my was nie wywozimy, to wasi sąsiedzi - mówił.

Bo potem okazało się, że siedem rodzin podpisało się pod wywózką legionistów.

Rodzinę saniami przewieziono do Żedni. Tam załadowano ich do bydlęcych wagonów. Do każdego upchano sześć rodzin. Zaczęła się najtrudniejsza w ich życiu podróż. Najpierw dotarli do Białegostoku.

- Ojciec chciał uciec, ale matka powiedziała, że skoro mamy ginąć, to wszyscy razem! Nas dzieci było czworo, a piąte już przyszło na świat na Syberii. Przyłączono do naszego składu inne wagony – z Białegostoku, potem z Czarnej Wsi, Sokółki i Grodna - wspominał Jacek Szczepański.

Pozostało jeszcze 58% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Julita Januszkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.