Wojciech Jaruzelski. Bardziej aparatczyk niż utalentowany oficer

Czytaj dalej
Fot. Dawid Parus/Polskapresse
Włodzimierz Knap

Wojciech Jaruzelski. Bardziej aparatczyk niż utalentowany oficer

Włodzimierz Knap

Rozmowa. 11 kwietnia 1968 gen. Wojciech Jaruzelski został szefem MON. Oficerem operacyjnym był marnym. O władzę dla siebie umiał zadbać, jak nikt. Rozmawiamy z płk. dr. Lechem Kowalskim, biografem Jaruzelskiego.

- Czym było Ministerstwo Obrony Narodowej w PRL-u?

- Najważniejszym resortem dla komunistów, ostoja ich władzy. MON funkcjonował jako swego rodzaju państwo w państwie, a jego szefowie mieli pod dowództwem od 350 do 400 tys. żołnierzy. Był to tzw. resort jednopalczasty, czyli co minister wskazał, było wykonywane bez dyskusji wśród jego podwładnych, generałów, pułkowników. O zachowanie dobrych stosunków z MON-em zabiegali nawet członkowie Biura Politycznego. Ale o obsadzie szefa resortu decydował wyłącznie Kreml.

- Zbigniew Brzeziński napisał, że o ile Moskwa mogłaby sobie pozwolić, by do I sekretarza PZPR nie mieć 100 procent zaufania, to szefem MON musiał zostać człowiek bezwzględnie jej wierny.

- Prof. Brzeziński ma rację. Na marginesie dodam, że Moskwa do szczebla dywizji, a nawet brygad wyznaczała oficerów LWP. To osobny, ale naprawdę szalenie ciekawy temat.

- 49 lat temu gen. Wojciech Jaruzelski został ministrem obrony. Przywódcy sowieccy wahali się między nim a gen. Eugeniuszem Molczykiem. Dlaczego postawili na Jaruzelskiego?

- Bo za nim optował Władysław Gomułka. Kreml do obu miał absolutne zaufanie. Gomułce zaś nie podobało się u Molczyka to, że nawet w domu mówił po rosyjsku, otaczał się sowieckimi wojskowymi, doradcami, dyplomatami. Wiele można zarzucić Gomułce, ale to jedyny I sekretarz partii, który nie był niewolniczo wierny Moskwie i cieszył się też uznaniem, a nawet szacunkiem, choć nie bezwarunkowym, Stalina, Chruszczowa, a zwłaszcza Breżniewa. Gomułka przeliczył się co do Jaruzelskiego w grudniu 1970 r. Generał nie stanął wtedy po jego stronie. Jak zawsze w czasie próby, stawał po stronie aktualnie silniejszego. Wtedy był nim Edward Gierek.

- Wcześniej, jak pokazują stenogramy BP PZPR, Jaruzelski przy Gomułce siedział jak trusia. Głos zabierał, i to zdawkowo, gdy Gomułka wywołał go po nazwisku.

- Owszem, Jaruzelski bał się go niczym ognia.

- Za Gierka odżył.

- I to bardzo. Gierek od początku stawiał na Jaruzelskiego. Po masakrze na Wybrzeżu chciał go zrobić członkiem Biura Politycznego. Sam Jaruzelski uznał, że nie wypada. Został tylko zastępcą członka BP PZPR.

- Gierek chciał go też awansować na marszałka.

- I znowu, co trzeba przyznać, Jaruzelski odmówił. Nie szanował zresztą Gierka. Niewiele osób zwraca uwagę, że na katastrofę ekonomiczną w latach 70. wielki wpływ miało to, że Jaruzelski od Gierka zdobywał na armię gigantyczne pieniądze, które księgowane było często po stronie innych resortów, np. przemysłu ciężkiego. Jaruzelskiemu trzeba oddać, że zmodernizował wojsko. W Układzie Warszawskim byliśmy drugą armią, wyraźnie dystansując następne.

- Dlaczego nie chciał zostać marszałkiem?

- Bo był marnym oficerem. I miał tego świadomość. Już jako oficer 5. Pułku Piechoty, w którym służył w zwiadzie w czasie wojny, niczym się nie wyróżniał. Prześledziłem wszystkie dokumenty, które zostały wtedy wytworzone. Nazwisko Jaruzelskiego pojawia się sporadycznie. Nie dostał żadnego odznaczenia za udział w walkach z Niemcami. Ale kazał sfałszować dokumenty tak, by data nadania mu Krzyża Walecznych została przesunięta z 1946 na 1945 r. Chciał się chełpić, że dostał go za udział w walce z faszystami, a nie, jak było w rzeczywistości, za udział w walkach z poakowskim podziemiem.

- Powtarza się, że był jednym z najmłodszych generałów LWP (w 1956 r., gdy nim został, miał 33 lata), ale zapomina, że z jego awansem były problemy.

- I to duże. Stanisław Popławski, wiceminister MON (1949-1956), sowiecki generał, chciał go już 1954 r. awansować na generała, bo planował ślub swojej córki z Jaruzelskim. Marsz. Konstanty Rokossowski, było nie było świetny dowódca, wniosek o awans dla Jaruzelskiego odrzucał kilka razy. Rokossowski był m.in. świadkiem tego, jak w 1955 r. Jaruzelski na ćwiczeniach operacyjnych plótł same bzdury. Zrozumiał, że oficer z niego jak z koziej d... trąba. Jaruzelskiemu nie można jednak odmówić inteligencji. Zdawał sobie sprawę, że dowódcą operacyjnym jest lichym. Na ćwiczeniach formalnie pełnił rolę głównego koordynatora, lecz nie wtrącał się do pomysłów oficerów z prawdziwego zdarzenia. A generałem brygady został, gdy Rokossowski w 1956 r. wyjeżdżał z Polski.

- Jaruzelski uchodził w PRL za pierwszego żołnierza LWP.

- Propaganda przez kilka dziesięcioleci dbała o taki jego obraz. W istocie był dość śmiesznym żołnierzem. Na poligon jeździł wyperfumowany, bardziej dbał o swoje paznokcie i dłonie niż o przebieg ćwiczeń. Z czasem stał się funkcjonariuszem partyjnym w generalskim mundurze.

- W 1983 roku szefem MON został gen. Florian Siwicki, ale Jaruzelski władzy nad armią nie stracił.

- Gen. Siwicki to była kwintesencja marionetki. Wierzyć się nie chce, że ktoś tak głupi stał na czele prawie 400-tysięcznej armii. Ale Jaruzelski i tak zabezpieczył się, bo został wtedy Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, Naczelnym Dowódcą i był szefem Komitetu Obrony Kraju. Nawet Bierut z Rokossowskim razem wzięci nie mieli tak wielkiej władzy, jak Jaruzelski w latach 80.

CV
Płk dr Lech Kowalski,
biograf gen. Jaruzelskiego i gen. Kiszczaka, autor monografii o Komitecie Obrony Kraju

Włodzimierz Knap

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.