Zabrać psa na wakacje? Można, ale… wcale nie trzeba

Czytaj dalej
Fot. KATARZYNA_ŚWIERCZYŃSKA
Katarzyna Świerczyńska

Zabrać psa na wakacje? Można, ale… wcale nie trzeba

Katarzyna Świerczyńska

Kradzież ciastek, strach przed ruchomymi schodami i nowe podłogi w hotelu. Dobrze się zastanów, czy na pewno chcesz brać psa na wakacje.

Rzecz dzieje się jakieś 7 lat temu w Międzyzdrojach, przy zejściu M na plażę. – No puść ją ze smyczy… W końcu to psia plaża, co nie? Inne psy też biegają – koleżanka już była gotowa odpinać karabińczyki swoim dwóm psom. Te, tak samo jak Flicka, już były podekscytowane widokiem plaży i morza. Biłam się z myślami, ale dobrze. Klik i mój pies razem z innymi biegnie ile sił w łapach w kierunku wody. I kiedy inne psy wpadają szczęśliwe w fale, Flicka ostro hamuje, żeby tylko nie zamoczyć nawet pazurka. W kolejnej sekundzie jest na kocu obcych ludzi i porywa w pysk opakowanie ciastek.

Dalej scena niczym z dobrej komedii, ale uwierzcie, mi do śmiechu wcale nie było. Oto mój pies biegnie po plaży trzymając w pysku cudze ciastka. Za moim psem biegną inne psy, które wypadające ciastka łapią. Flicka, nieco zdziwiona, zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy ostatnie ciastko wypadło na piasek i zostało pożarte przez jakiegoś buldożka.

Chwyciłam psa i cała czerwona pobiegłam przepraszać właścicieli od ciastek. – Zaraz oczywiście pójdę odkupię… - próbowałam ratować sytuację. – Ale nie ma potrzeby, nasz też biegł i łapał – odparli, zanosząc się śmiechem. Uffff, psiarze. Udało się. Ale nigdy więcej psa luzem na plaży, jeśli jest tam choć pół koca z człowiekiem w zasięgu wzroku!

Zabieram psa na wakacje, na urlopy, wyjazdy, wycieczki. I nawet piszę o tym w Internecie. Na zdjęciach chcę pokazywać piękne miejsca, ale… musisz wiedzieć, że podróżowanie z psem to wyzwanie. Bo nie chodzi tylko o to, że wystarczy chwila twojej nieuwagi i pies ukradnie ciastka, robiąc show na pół kurortu.

Podróżowanie z psem jest fajne, ale to nie jest tak, że każdy pies zostaje wielkim podróżnikiem. Podróżowanie z psem jest fajne i dziś są ogromne możliwości, aby to w miarę swobodnie realizować, ale to nie jest tak, że zawsze się wszystko da. I wcale nie chodzi o zakazy czy ograniczenia. Chodzi o psa. Dlatego były wyjazdy, na które psa nie zabrałam.

Mała Flicka bała się wsiadania i wysiadania z pociągu. Ważyła wtedy niespełna 10 kilo, więc mogłam ją wnieść i wynieść. Ale wiedziałam, że pies urośnie. Wiedziałam, że będziemy musiały – przynajmniej od czasu do czasu - podróżować pociągami, bo nie mam auta. Pojechałam z psem do rodzinnego Gryfina. Na peronie zawsze wcześniej były podstawione pociągi. Nie było szynobusów, peron jeszcze stary, niski, pociąg z klasycznymi wysokimi schodkami z kratki. No strach wielki dla psa! Ale argumenty w postaci kieszeni pełnych parówek i pół godziny wchodzenia do i wychodzenia z stojącego pociągu wystarczyły, żeby pies zrozumiał, że da się żyć i że wskakuje się do pociągu, a nie pod pociąg i że czeka się przy wysiadaniu, aż człowiek wyjdzie pierwszy, żeby pociągnięty za smycz nie zostawił zębów na peronie.

Tego musiałam psa nauczyć. Musiałam też nauczyć, że schody ruchome wcale nie są straszne. Musiałam nauczyć, że w pociągu i autobusie ma się kaganiec na pysku i nie robi się o to żadnej afery. Musiałam nauczyć, że przy schodzeniu w dół na stromym górskim szlaku, ale tak samo na schodach, nie ciągniemy w dół, tylko czekamy na człowieka.

Być może twój pies od razu chwyci wszystko i będzie idealnym kompanem wszelkich wypraw. Tego życzę każdemu. Ale w większości przypadków tak nie będzie. Jeśli twój pies nigdy nie był na zatłoczonym dworcu kolejowym, może spanikować. Jeśli nigdy nie jechał autem, może urządzić ci prawdziwe piekło w drodze na wymarzony urlop. Przetrenujcie to, co się da, wcześniej. Druga rzecz – chociaż coraz więcej miejsc jest przyjaznych psom, zawsze wszystko sprawdzaj. Uwierz, oszczędzi to nieporzebnych stresów. Lepiej rzucić w myślach (lub na glos) niecenzuralnym słowem, rozlączając się z kolejnym pensjonatem, który deklaruje się jako psiolubny, niż zdziwić się na miejscu. Czym? Powody ogranicza tylko wyobraźnia.

- Dzień dobry, chcę zarezerwować u państwa pokój, widzę na stronie rezerwacyjnej, że akceptujecie zwierzęta, chcę dopytać o zasady….

I tu tylko kilka przykladów:

- Aaaa, nieeeee. To znaczy akceptowaliśmy psy, ale wymieniliśmy podłogi i już nie akceptujemy. Tylko na „bukingu” zapomnieliśmy odznaczyć…
- A jaki pies? Husky? A to nie. My tylko małe do 6 kilo.
- Tak, jest opłata za psa. 100 zł za dobę.
Co do ostatniego punktu. Nie mam nic przeciwko opłatom za pobyt psa. Darmowy pobyt psa traktuję jako wyjątkowo miły gest ze strony gospodarza obiektu. Chodzi tylko o to, żeby nie było niespodzianki, że nagle musisz za pobyt zapłacić drugie tyle. Na portalach rezerwacyjnych zwykle nie ma tych informacji. Dlatego nim klikniesz „zarezerwuj pobyt” – zadzwoń, napisz i upewnij się, jakie są zasady przyjmowania gości z psami. To może oznaczać, że znalezienie idealnej miejscówki potrwa dłużej, ale uwierz, warto ten czas poświęcić, niż potem mieć zepsuty urlop. Pytaj o zasady, opłaty, o to, czy do hotelowej restauracji również możesz wejść z psem.

Jeśli planujesz zwiedzanie, sprawdź, czy atrakcje, jakie chcesz zobaczyć, są dostępne dla turystów z psami. Do Wolińskiego Parku Narodowego z psem nie wejdziesz, ale do Wielkopolskiego już tak. Do Muzeum Techniki w Szczecinie psa nie wprowadzisz, ale spokojnie zwiedzisz z nim Muzeum Muzyczne w szczecińskiej Willi Sorrento. Na szczecińską Różankę z psem nie wejdziesz, ale już do parku Sanssouci w Poczdamie – tak. Do zoo w Berlinie nie, ale do niewielkiego ogrodu zoologicznego w Ueckermuende – tak.
Zaraz ktoś zapyta, a po co psu muzeum? Nie chodzi o to. Chodzi o to, że możesz zabrać psa na wakacje i miło spędzić ten czas. Musisz jednak cały czas pamiętać, że to nie pies wybiera. On zrobi wszystko, co ty wymyślisz. Pójdzie za tobą wszędzie. Biorąc psa na wakacje, pomyśl, czy na pewno będzie dobrym towarzyszem wyjazdu, jeśli masz ochotę wylegiwać się całymi dniami na plaży? Czy to dobry pomysł, żeby brać psa, jeśli chcesz w pełni korzystać z imprezowych możliwości, jakie dają kluby w nadmorskich kurortach?

Nie chodzi o to, żeby zawsze i za wszelką cenę zabierać psa na wakacje. Nie jest grzechem niezabranie psa. Złe jest tylko porzucenie go.

A ja? Kilka razy nie zabrałam psa. Flicka była wtedy u rodziny lub przyjaciół. Chociaż przyznam, że osobiście wolę wakacje, kiedy pies jest obok. Zamiast leżenia wśród parawanów wolę wschód słońca na plaży. Zamiast imprezy z kolorowymi drinkami, wolę dać sobie w kość na szklaku. Z psem jest wolniej i spokojniej. Psy to mistrzowie bycia tu i teraz i tego każdemu na urlopie życzę. Tym z psem i bez psa.

Katarzyna Świerczyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.